|
|
|
|
Autor |
Wiadomość |
Yumminae Rais
Moderator Wspomnień
Dołączył: 06 Sty 2009
Posty: 1079
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: miasto smoka Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 19:25, 01 Kwi 2009 Temat postu: Władca Ciemności - Monika vs Jokerina-kun |
|
|
forma: Proza/opowiadanie
tematyka: Władca Ciemności
długość: Nie limitowana, ale minimalnie 1 strona
termin: 31 Marca
wymogi specjalne: fantastyka z naciskiem na klasyczne fantasy. Poza tym można pisać o czym się chce, ale ma się pojawić rzeczony Władca Ciemności.
Walkowerem wygrywa tekst Moniki.
Władca Ciemności siedział na Czarnym Tronie, ustawionym na ogromnym podwyższeniu z czarnego marmuru. Był odziany w czarny płaszcz i purpurową tunikę. Wpatrywał się intensywnie w rozłożoną na niewielkim stole z ciemnego drewna, kształcie okręgu, mapę znanego świata i rozstawione nań ciemne figury szachowe. Jego blady palec błądził po szorstkim papierze i zaznaczonych na jego powierzchni szkicach terenu, państwami oraz punktach oznaczonymi zielonymi punktami. Pan Mroku powoli przygotowywał się do zbrojnego napadu na miasto Erian — stolicę elfickiego królestwa. Wierzył, że jeśli ich ostatnia przystań upadnie, pozbędzie się ich na zawsze.
Mężczyzna w ciemnym pancerzu siedzący na przeciwległym krańcu stołu bał się nawet spojrzeć na swego władcę. Jego piękna twarz przypominała barwą białą kartkę, a na skroniach widocznie były kropelki potu. Karmazynowe włosy obcięte powyżej ramion nie wpadały do oczu, kiedy pochylał się nad mapą, by zaproponować Władcy Ciemności jak najlepsze rozwiązanie strategiczne.
— Panie, proponuję podejść ich ze strony lisiej przełęczy — powiedział cichym drżącym głosem, palcem wskazując punkt na mapie oznaczony czerwonym krzyżykiem. — Ta droga jest najmniej chroniona i łatwo można się przebić.
— Doskonale — powiedział cicho Władca Ciemności, w jego głosie zabrzmiała stal spleciona z jedwabiem. Blade wargi wykrzywiły się w pełnym zadowolenia uśmiechu. — Jesteś doskonałym strategiem, Estianie.
Młodzieniec pokiwał głową, nawet nie patrząc w twarz swojemu władcy, którego się bał zarówno jego charakteru, jak i postury. Wysoki mężczyzna, chudy, dobrze umięśniony z kruczoczarnymi włosami, które spływały na ramiona i tors. Piękną i młodą twarz o szlachetnych rysach szpeciła ogromna blizna ciągnąca się przez jej połowę. Niebieskie oczy zaś przepełnione mocą, w mniejszym stopniu złem, a także czymś jeszcze, czego demon nie potrafił odgadnąć. Nie wiedział, kim był zanim zasiadł na Czarnym Tronie, jaką mógł mieć przeszłość. To pozostawało dla niego w sferze domysłów, bo bał się o to zapytać swojego władcę.
— Staram się służyć tobie, jak najlepiej, panie — powiedział po dłuższej chwili milczenia z wyraźną pokorą.
— Doceniam to, co robisz, generale. Mam nadzieję, że twój brat także mnie nie zawiedzie i sprowadzi mi Arvalda — w głosie mężczyzny zadźwięczała stal. Położył dłoń na swojej bliźnie z wyraźnym zdegustowaniem na twarzy. — Ten człowiek zapłaci mi za ból, jaki doznałem.
— Panie Cornet, mój brat jest doskonałym łowcą i na pewno przyprowadzi tego, nędznego śmiertelnika — powiedział cicho Estian, unosząc lewą brew, wyraźnie zaskoczony sceptycyzmem swojego króla.
— Liczę na to. — Władca Ciemności nie patrzył nawet na twarz generała. Wpatrywał się w sufit ozdobiony licznymi malowidłami, przedstawiającymi zwycięstwa poprzednich Władców Mroku nad armiami elfów i ludzi. — Mam też ogromną nadzieję, że zdobędziesz dla mnie miasto Erian.
— To będzie proste, panie. Ponoć tamtejszy król nie poświęca zbyt wiele uwagi na szkolenie swoich żołnierzy — powiedział ze skrajną pogardą demon. — Wydam rozkaz naszym wojownikom, by zaczęli się gotować do wyprawy wojennej.
— Cieszy mnie, pańskie zdecydowanie, panie generale — Władcy Ciemności uśmiechnął się wyraźnie usatysfakcjonowany odpowiedzią. — Możesz odejść.
Demon wstał ze swojego krzesła, pokłonił się głęboko przed swoim królem, po czym opuścił salę tronową.
Cornet oparł się wygodniej na sowim tronie, wyłożonym aksamitnym poduszkami i westchnął ciężko. Myślami powrócił do czasów, kiedy był potężnym ludzkim magiem, dla którego wszystko było możliwe. Był zbyt pewny siebie i próżny w tamtych latach. Właśnie przez to dostał się podwyły złej mocy, która go zniewoliła i zaprowadziła na ten tron. Na początku nie łatwo mu było zyskać posłuchu i szacunku swych, nowych sług — demonicznych istot na usługach ciemności, lecz z czasem powoli, z niezwykłą brutalnością i sianiem grozy zdołał ich do tego zmusić. Lecz mimo upływu lat, przez które był Władcą Ciemności pozostało w nim wiele śladów z dawnego człowieczeństwa, mocno w nim zakorzenione z resztą i nigdy się ich do końca nie wyzbył.
Nagły dźwięk otwieranych wrót wyrwał go z zamyślenia. Wbił wzrok swoich zimnych, błękitnych oczu w demona, który stał na progu. Bez najmniejszego kłopotu rozpoznał w nim Nilivarda — brata generała. Mężczyzna pobladł gwałtownie, gdy wyczuł na sobie chłodne spojrzenie Władcy Ciemności.
— Podejdź bliżej — polecił, wykonując jednocześnie wymowny gest ręką.
Demon posłusznie podszedł w stronę podwyższenia na trzęsących się nogach, po czym padł krzyżem przed schodami prowadzącymi nań.
— Wstań! — Rozkazał lodowatym tonem. — Nie potrzebuję aż takiej chrzci. Sprowadziłeś mi Arvalda.
— Tak, panie — powiedział demon z promiennym uśmiechem na pięknej twarzy, od którego lśniły nawet czerwone oczy, ze szparkami zamiast źrenic. — Ani on, ani dziewczyna mu towarzysząca nie sprawili mi żadnego problemu. Zamknąłem ich w celi.
— Zaprowadź mnie do nich. — Niebieskie oczy Władcy Ciemności wypełniły się satysfakcją i rozbawieniem.
— Jak każesz, panie...
* * *
Arvald i jego towarzyszka, Nirviam siedzieli razem na pryczy w zimnej, wilgotnej celi. Opierali się plecami o brudną, wykonaną z ciemnego kamienia, ścian. Ich więzienie nie było zbyt duże; znajdowała się w nim tylko jedna prycz, a okien nie było. Całe pomieszczenie było zatopione w głębokim półmroku — oświetlone jedynie przez nieliczne pochodnie umieszczone w uchwytach w ścienie. Między nogami więźniów biegały tłuste, szare szczury, które co chwila wpatrywała się w nich z głodem w oczach. Oni nawet nie zwracali na nie żadnej uwagi.
Mieli na sobie skórzane spodnie oraz lekkie koszulę, które miejscami były nieco rozdarte po szarpaninie z wrogiem, który ich tu uwięził parę godzin temu. Na lekko pobrudzonej twarzy Nirviam malował się ogromny smutek oraz lęk o dalszy los swój i jej przyjaciela. Była przybita swoją sytuacją bez wyjścia i miała wrażenie, że bez pomocy z zewnątrz nie zdołają stąd uciec.
Odgarnęła z twarzy opadające nań długie, czarne włosy. Zaczęła intensywnie przyglądać się drzwiom celi, uparcie szukając jakichś słabych punktów, czy też pęknięć na pokrytych rdzą nawiasach, lecz niczego takiego nie znalazła. Drzwi były mocne i bez zarzutu, ku ich nieszczęściu. Jedyną rzeczą, która utrzymywała ich na duchu była świadomość, że byli razem i mogli osobie pomagać w każdej chwili. Jakiś odważniejszych od reszty swoich rodaków szczur zbliżył się do pryczy i próbował wgryźć się w kostkę Nirviam, lecz mocny kopniak Arvalda odrzucił go od niej.
— Wynos się! — Warknął na gryzonia.
Szczur prychnął w odpowiedzi, po czym zwinnie wycofał się do swojej kryjówki — wcześniej wspomnianej dziurze w ścianie. Nirviam skuliła się ze strachu i obrzydzenia na samą myśl, że to podłe zwierzę chciało wygryźć jej parę mięśni z kostki. Wręcz była bardzo wdzięczna przyjacielowi, że zdołał go przepędzić. Dziewczyna nigdy nie przepadała za tymi gryzoniami, a nawet bała się ich, gdy były zbyt blisko niej. Arvald, dostrzegając lekki lęk w oczach przyjaciółki, objął ją delikatnie i czule, chcąc dać jej trochę otuchy w ten sposób.
— Nie pozwolę cię nikomu skrzywdzić, Nirviam — powiedział cicho mężczyzna, z wyraźną troską w głosie.
Dziewczyna spojrzała w piękną, porośniętą lekkim, kilkudniowym zarostem, twarz przyjaciela. Na jego piwne oczy, wypełnione ciepłymi ognikami, które w ogóle nie zdradzały smutku, jaki mężczyzna odczuwał wewnątrz siebie. Uśmiechnęła się słabo, z wyraźną ulgą. Poczuła się nieco bezpieczniej siedząc obok niego; opuszkami palców pogładziła pieszczotliwie jego brązowe, lekko pofalowane włosy spływające na plecy i ramiona.
— Dziękuję — powiedziała cicho, choć nadal nie rozumiała, dlaczego znajdują się w twierdzy Władcy Ciemności. Przecież nikt z nich mu nie podpadł. Przypomniała sobie dzień, w którym poznała Arvalda, który nigdy nie powiedział jej o sobie wszystkiego. Ilekroć próbowała go o to pytać, zmieniał od razu temat, więc nie próbowała do tego wracać. Aż do dziś. — Dlaczego nas tu trzymają? Czy to ma związek z tym, o czym nie chciałeś mi powiedzieć?
Arvald przez chwilę milczał. Nie trwało to długo; wziął długi, głęboki oddech, po czym zaczął mówić:
— Pół roku temu walczyłem z Władcą Ciemności, Cornetem, z którym potyczka była jednym z najtrudniejszych wyzwań, jakiego się podjąłem. Jakimś cudem zdołałem go zranić i korzystając z zamieszania, który zrobił się w sali tronowej, zdołałem uciec. Od tamtej pory ten drań mnie nienawidzi i pragnie mej śmierci. — Jego głos był pełen goryczy. Spojrzał na przyjaciółkę z wyraźnym smutkiem. — Przepraszam cię, że ci nie powiedziałem, że jestem ścigany. Nie chciałem cię wciągać w moje porachunki z Panem Mroku. Musiałem liczyć tylko na siebie, nie na kogokolwiek innego.
— Nie musisz mnie przepraszać — wyszeptała Nirviam łagodnym, ciepłym tonem. — Wiem, że chciałeś mnie w ten sposób ochronić. Nie gniewam się...
Chłopak uśmiechnął się z wyraźną ulgą, słysząc jej słowa, bo wcześniej bał się, że dziewczyna nie wybaczy mu, tego, co uczynił.
Drzwi celi otworzyły się niespodziewanie z nieprzyjemnym skrzypieniem nienaoliwionych od wielu lat zawiasów, do środka wszedł Władca Ciemności, który uśmiechał się okrutnie i z wyraźnym zadowoleniem. Jego wzrok zatrzymał się na towarzyszu Nirviam, a jego wargi wygiął jeden z najokrutniejszych uśmiechów, na jaki potrafił się zdobyć. Przez ciało Arvalda spłynął zimny dreszcz strachu, jego twarz stała się bledsza niż normalnie. Do tej pory łudził się, że nigdy więcej nie spotka się twarzą w twarz z Władcą Ciemności, lecz te nadzieję okazały się płonne. Znów wpatrywał się w te okrutne błękitne oczy i wykrzywione w satysfakcji obliczu — przerażony i bezbronny. Zrozumiał, że musiał walczyć, aby zachować życie albo zyska wolność dla siebie i Nirviam. Gdyby w tej walce miał zginąć, chciał mieć gwarancję, że tej wojowniczce nie stanie się żadna krzywda. Chciał mieć jedynie te pewność, reszta się nie liczyła.
— Jak miło znów cię widzieć, Arvaldzie — powiedział Władca Ciemności, pełnym jadu tonem. — Wyzywam cię!
Młodzieniec obrzucił go wyzywającym, pełnym szaleńczej desperacji spojrzeniem.
— Dobrze... — powiedział cicho. — Mam tylko jedną prośbę.
— Tak? — Cornet zdawał się rozbawiony faktem, że jego wróg może mieć do niego jakiekolwiek roszczenia.
— Chcę tylko, żebyś uwolnił kobietę, która jest ze mną. — Powiedział stanowczym tonem.
— Oszalałeś?! — Wtrąciła się wyraźnie zaskoczona postępowaniem towarzysza, Nirviam. — Chyba nie myślisz, że zostawię cię samego w tak groźnej sytuacji.
— Nie możesz mi pomóc, Nirviam — odrzekł Arvald z wyraźną nutką smutku w głosie. — Nie mam żadnego prawa mieszać cię w swoje porachunki.
— Ale on cię zabije...
— Wolę umrzeć ze świadomością, że nic ci nie jest...
Nirviam nie wiedziała, co powiedzieć, po prostu zabrakło jej słów. Patrzyła w twarz przyjaciela z ogromnym smutkiem i bólem; nie mogła uwierzyć, że pragnął poświęcić własne życie, aby zyskać dla niej wolność. Nie umiała pogodzić się z takim obrotem sprawy. Czuła, że nie zasługiwała na takie poświęcenie i nie chciała, by ktoś oddawał życie za nią. Przecież sama też potrafiła się obronić przed wrogiem i nie potrzebowała do tego niczyjej pomocy. Zrozumiała, że znaczyła dla Arvalda więcej niż się jej wydawało, ale nie miała czasu na głębsze roztrząsanie tej sprawy.
Jej rozmyślania zostały brutalnie przerwane przez zimny, pełen rozbawienia śmiech Władcy Ciemności. Śmiał się przez dłuższą chwilę, zanim umilkł. Chwilę wpatrywał się na Nirviam i Arvalda i z wyraźnym zamyśleniem, jakby zastanawiał się, jaką odpowiedź udzielić temu drugiego. Nie miał żadnej pewności, czy nie zechce go w jakiś sposób oszukać, jeśli uwolni kobietę przed ich walką. Wiedział, że mając ją w ręku miał pewność, że jego wróg nie spróbuje uciec, nie chcąc jej narażać na pewną śmierć. Postanowił zrobić coś innego.
— Dobrze. — Powiedział cicho. — Uwolnię ją po naszej walce. Będę mieć pewność, że nie spróbujesz mi uciec podczas walki.
— Niech, więc tak będzie. — Arvald wydawał się spokojny, lecz w jego oczach czaił się ogromny strach.
— Ja się nie zgadzam — powiedziała ostro Nirviam tak niespodziewanie, że nawet Władca Ciemności nie mógł dobyć głosu.
Arvald chciał coś powiedzieć, lecz Cornet szybko doszedł do siebie i wykonał wyjątkowo skomplikowany gest ręką. Ciemność wokół Nirviam zgęstniała nagle i niczym grube pędy oplotły się wokół niej ciasno. Dziewczynie zabrakło tchu, próbowała się uwolnić, lecz nie potrafiła. Władca Ciemności nie zwracał na to nawet najmniejszej uwagi, wpatrywał się uparcie w twarz Arvalda.
— Wyjdź na zewnątrz i czekaj na mnie pod celą — powiedział cicho Władca Ciemności. — Nie próbuj uciekać...
Młodzieniec przez chwilę stał w bezruchu i patrzył bezsilnie na szamoczącą się w więzach przyjaciółkę, po czym opuścił cele z pewnym ociąganiem. Władca Ciemności został sam z Nirviam. Dziewczyna powoli uniosła głowę i zaczęła przyglądać się wrogowi, który wydawał się tajemniczą personą — nie do końca zepsutą przez zło. Uparcie, mimo strachu, patrzyła w jego zimne, bezlitosne błękitne oczy, w których czaiło się oprócz zła jakieś niewielkie, ledwo tlące się iskierki dawnego dobra. Szybko odgadła, że dla tego człowieka była jeszcze jedna maleńka szansa. Nadal dało się ocalić jego duszę, ale to zdawało się wyjątkowo trudne i ponad siły przeciętnego śmiertelnika.
— Czemu to robisz? — Spytała nagle. — Dlaczego zaprzedałeś swą duszę siłą ciemności?
Władca Ciemności podniósł lewą brew ze zdziwieniem, a w jego oczach pojawiły się iskierki gniewu.
— Dlaczego o to pytasz, śmiertelniczko? — Spytał powoli, głos drżał mu z gniewu i strachu. — Jakim prawem?! Myślisz, że ci odpowiem, głupcze? — Wykonał kolejny gest ręki, a Nirviam poczuła jak jakieś cienkie szpikulce chciwie wbijają się w jej ciało. Potem czuła tylko palący, przeszywający ból świeżo zadanych ran. Po czarnych pnączach spłynęła strugami czerwień, lecz Nirviam nie krzyknęła. — Odpowiedź! — Ponaglił ją ostro.
— Bo wierzę, że jeszcze możesz zawrócić ze ścieżki potępienia — wyszeptała słabo, jej oczy powoli osnuwała gęsta mgła, twarz wroga powoli się w niej rozmazywała. — Oboje jesteśmy ludźmi, a ludzie zawsze zmieniają swe decyzję, bo mają wolną wolę... — Z tymi słowami straciła świadomość.
Władca Ciemności zaśmiał się tylko i udał się do wyjścia, w jego krokach było już mniej pewności siebie niż zazwyczaj. Słowa Nirviam wzbudziły w jego na wpół czarnym sercu ogromne wątpliwości.
* * *
Arvald i Władca Ciemności stali naprzeciwko siebie na piaszczystej ziemi ogromnego dziedzińca Pałacu Mroku. Był duży kawałek gruntu, który bardzo często służył do ćwiczeń dla żołnierzy Corneta oraz do rozgrywania pojedynków na miecze. Plac otaczały grube mury, a jedyne wyjście z niego prowadziło z powrotem do pałacu.
Arvald westchnął ciężko, bo będąc pierwszy raz w twierdzy Pana Mroku stoczył z nim walkę z sali tronowej, a nie tutaj. Teraz ucieczkę miał mocno utrudnioną, ale teraz nie myślał o niej. Wiedział, że jeśli spróbuje jakiegokolwiek sposoby, by wymigać się od walki, Władca Ciemności zabije Nirviam i nie mógł do tego dopuścić.
Cornet obrzucił w bok poły swego purpurowego płaszcza, po czym dobył miecza i postawił kilka powolnych kroków w stronę Arvalda. Po jego twarzy błąkał się paskudny, pełen okrucieństwa i pewności siebie uśmieszek. Na chwilę walki odrzucił od siebie myśli, dotyczące dziwnych słów, które usłyszał z ust Nirviam, choć musiał przyznać, że zasiały w nim pewne wątpliwości, od których nawet teraz nie potrafił się uwolnić. Nie dając przeciwnikowi nawet cienia szansy na przygotowanie się, zaatakował go szybkim cięciem po skosie. Arvald z ogromnym trudem odskoczył w tył, unikając przez to spotkania z ostrzem, ale potknął się o własne nogi i upadł na piach, co wywołało na wargach Władcy Ciemności okrutny śmiech. Poszedł bliżej, przerażony młodzieniec przestał nad sobą panować i zaczął się cofać przed nim, co wywołało u Corneta kolejny wybuch śmiechu.
— Co z tobą? — spytał z rozbawieniem. — Poprzednim razem byłeś bardziej odważniejszy i przygotowany do walki niż dziś! — Wykonał silne pchnięcie, celując w lewą pierś człowieka. Miecz bez żadnej litości zanurzył się chciwie w jego ciele.
Arvald miał siłę jedynie do zamknięcia oczu. Władca Ciemności pochylił się nad konającym już ciałem.
— Dziewczyna zostanie tu na wieczność za to, co mi powiedziała — wyszeptał do niesłyszącego już ucha.
Odwrócił się plecami od konającego mężczyzny, po czym udał się do swego pałacu. Do jego umysłu ponownie nadpłynęły wątpliwości, które zasiała w nim nieświadomie Nirviam. Władca Ciemności nie był już pewny, czy chciał kroczyć dalej swą drogą, czy nie. Wiedział, że czekała go ciężka noc. Postanowił następnego dnia znów porozmawiać z dziewczyną; pragnął, by odpowiedziała mu na kilka pytań.
* * *
Cornet leżał na ogromnym łożu w swojej komnacie, leniwie wpatrując się w sufit, który miał lekko strzelisty kształt. Komnatę zatopioną w ciemności zalewało trupie światło księżyca w pełni, które wsączało się do środka przez otwarte na oścież okno. Niezasłonięte zasłony falowały lekko pod wpływem delikatnego podmuchu nocnego wiatru. Władca Ciemności nie mógł zasnąć, cały czas w jego głowie brzmiały słowa Nirviam.
Mam jeszcze szansę wycofać się z obranej przez samego siebie drogi, którą sam obrałem?! Nonsens?! — stwierdził ze złością, z całej siły uderzając pięścią w poduszkę rozrywając jej materię ostrymi paznokciami
Wściekły zwrócił twarz w stronę okna i mrużąc lekko oczy wpatrywał się w liczne gwiazdy, które zdawały się złocistymi punktami zdobiącymi granat nieba. Zawsze lubił na nie patrzeć, ich widok go uspokajał zawsze i pomagał uciec od wszelkich niemiłych myśli i zmartwień. Lecz tym razem nawet to nie dało mu ukojenia, którego tak bardzo pragnął. Ogarnęło go jeszcze większe poirytowanie niż kilka chwil wcześniej. Nie rozumiał, dlaczego przejmował się słowami kobiety, która podróżowała z Arvaldem.
Dlaczego jej słowa wzbudziły we mnie tyle sprzecznych myśli. Czyżby miała rację? — pomyślał z bezsilną wściekłością.
Pomimo licznych prób Cornet nie potrafił sobie odpowiedzieć na te nurtujące go pytania. Gdy był młody pragnął władzy i potęgi i przejście na stronę ciemności dało mu te obie rzeczy naraz, ale za bardzo wysoką cenę — jego duszę. Kilka lat temu był pewny, że jest gotów zapłacić tę cenę, lecz dziś wątpił, czy chce stracić duszę przez swoje ambicję. Zastanawiał się, czy rzeczywiście mógł się jeszcze wycofać z drogi na końcu, której czekało go wiecznie potępienie. Musiał koniecznie się tego dowiedzieć! Ta świadomość nie pozwoliła mu na wszelkie inne myśli, zapomniał, że wysłał wczoraj zbrojną armię na miasto Eriam. Władza nad stolicą elfiego królestwa straciła dla niego znaczenie.
Nagłe, natarczywe pukanie do drzwi wyrwało go z zamyślenia. Obrzucił ciemne, dębowe drzwi z mosiężną klamką przelotnym spojrzeniem i wyrzekł ciche pozwolenie na wejście osobie, która stała za nimi. Do środka wszedł blady, niczym kreda Estian. Władca Ciemności szybko odgadł, że generał poniósł pierwszą w swojej karierze klęskę, ale ku swojemu zdziwieniu nawet go porażka sługi nie zdenerwowała. Nadal był spokojny i znudzony jednocześnie.
— Przyszedłeś mi złożyć raport? — zapytał ze znużeniem w głosie.
— Tak, panie... — Demon przerwał na chwilę, jakby szukał odpowiednich słow. — Nie udało się nam podbić miasta. Elfy nas zmiażdżyły, panie. Przeżyło tylko kilku żołnierzy łącznie ze mną. Wybacz mi to zaniedbanie, panie. Błagam.
— Zastanowię się nad tym — powiedział znacznie spokojniej niż normalnie. — Ateraz zejdź mi z oczu. Zmęczony jestem...
— Ależ, panie!
— Nie słyszałeś, głupcze?! Z j e ż d ż aj mi z oczu, bo inaczej zetnę ci ten tępy łeb!
Estian szybko się pokłonił przed swoim Władcą, po czym szybko wybiegł z komnaty, bojąc się straszliwie, że on spełni swą groźbę.
Władca Ciemności ponownie położył się na swoim łożu. Nie minęło kilka minut, a zapadł w niespokojny sen.
* * *
Nirviam leżała wycieńczona w celi pogrążonej w całkowitych ciemnościach, bowiem pochodnie, które dawały wcześniej odrobinę światła zgasły kilka godzin temu. Czuła dotyk zimnej, wilgotnej posadzki na swoimi policzku, który ją irytował i nie pozwalał zasnąć, choć była strasznie zmęczona. Nie wiedziała jak jest pora dnia ani godzina — przestało mieć to dla niej jakiekolwiek znaczenie. Pozostał tylko ból. Palący, silny ból w miejscach gdzie ostre tkwiły wewnątrz jej ciała. Każdy ruch był dla niej bardzo bolesny. Koszula dziewczyny była lepka od na wpół zakrzepłej krwi, ale nawet tym się nie przejęła. Arvald już nie żył, a jej pozostała powolna i bolesna śmierć w tej celi. Od początku wiedziała, że Władca Ciemności nie dotrzyma danego słowa.
On wciąż może ocalić swą duszę, ale nie wiem, czy zechce zawrócić z ścieżki, którą sam wybrał — przemknęło jej przez głowę.
Drzwi celi otwarły się z upiornym skrzypieniem nienaoliwionych zawiasów. Nirviam z wysiłkiem uniosła głowę, by zobaczyć przybysza. Mimo mgły zasłaniającej jej widok, ujrzała stojącego na progu Władcę Ciemności. Wbiła wzrok w jego twarz, lecz nie zobaczyła tego kpiącego uśmieszku, którego się spodziewała. Widziała tylko smutny wyraz goszczący na jego pięknej, młodzieńczej twarzy. Niebieskie oczy były pełne smutku i niepewności, choć zdawały się nadal zimne i bezlitosne. Nieśmiało wykonał kilka kroków w stronę dziewczyny, po czym pochylił się nad nią i zerwał krępujące ja pnącza. Z otwartych ran stopniowo zaczęła się sączyć krew, lecz Cornet nie zwrócił na to uwagi.
— Chcę z tobą porozmawiać. — Powiedział cicho Władca Ciemności, opierając się spokojnie o ścianę.
— O czym? — Nirviam podejrzliwie podniosła lewą brew. — Czyżbyś się jednak przejął moimi słowami?
— Tak. — Cornet przyznał się z wyraźną niechęcią. — Czy ty naprawdę wierzysz, że nadal mogę ocalić swoja duszę przed potępieniem? Czyżbym nie był do końca zdeprawowany przez ciemne moce, dla których zdecydowałem się służyć? Proszę, odpowiedz!
— A wiec tylko po to przyszedłeś? — Wymamrotała słaby, zachrypniętym głosem. — Ośmielasz się mnie o to pytać po tym, jak zamordowałeś mego przyjaciela?! Nie rozśmieszaj mnie, przecież wiem, że z rozkoszą kroczysz drogą, którą sobie obrałeś przed laty. Teraz wyjdź i daj mi umrzeć w spokoju.
— Nie pozwolę ci umrzeć póki nie odpowiesz na moje pytania! — Powiedział Władca Ciemności nieco ostrzejszym tonem niż wcześniej. — Ja już nie jestem pewny, czy chcę dalej kroczyć tą drogą. Chcę z niej zawrócić i nie wiem czy nie jest za późno.
Nirviam przez chwilę milczała, choć znała odpowiedź na nękające go pytania. Nie miała najmniejszej ochoty z nim rozmawiać, a także nie potrafiła uwierzyć, że mężczyzna, przez którego zginął Arvald chciał się zmienić. Czuła, że powinna mu pomóc, a ta pomoc nie będzie daremna. We Władcy Ciemności wciąż pozostało dobro i musiała mu o tym powiedzieć. Być może zdoła ocalić przed potępieniem czyjąś duszę.
— Tak — wyszeptała w końcu. — Dla ciebie wciąż jest nadzieja i wciąż możesz uratować swą duszę, ale to wszystko jest tylko w twoich rękach... W niczyich innych...
Nirviam zamknęła osłabłe oczy, była tak wycieńczona, ciągle odpływającą z jej ciała krwią. Przerażony Cornet ukląkł przy niej, przesunął ręką po jej ranach, które od razu się zagajały pod wpływem tego dotyku. Nirviam czuła przejmy dreszcz wracających do ciała sił, otwarła oczy i posłała Władcy Ciemności pytające spojrzenie.
— Jesteś wolna — powiedział cicho, uprzedzając jej pytania. — Nie mam, po co cię tu trzymać i dotrzymuję słowa, które dałem twemu przyjacielowi. Teraz sam muszę dokonać wyboru, który będzie dla mnie bardzo trudny.
— Dziękuję — wydusiła z siebie Nirviam, unosząc się z ziemi. — Obyś dokonał właściwego wyboru tym razem.
Z tymi słowami wyszła z celi, zostawiając Władcę Ciemności samego.
EPILOG
Siedząca w przydrożnej karczmie Nirviam wpatrywała się w swój kubek grzanego wina, w którym zioła pachniały przyjemnie i uspokajająco. Upiła kilka łyków, czując jak alkohol rozkosznie rozchodzi się po jej ciele. Upłynęło niespełna pół roku od śmierci Arvalada i opuszczeniu twierdzy Władcy Ciemności. Zastanawiała się, czy on zdecydował się odejść od ciemności, czy też nadal dla niej służy. Nagle do jej uszu dobiegła rozmowa jakiegoś elfa i człowieka siedzących jeden stół od niej.
— Słyszałeś, że Cornet opuścił Czarny Tron? — Zapytał cicho człowiek. — Pierwszy raz w historii jeden z Władców Ciemności tego dokonał. Teraz w Imperium rządzi Estian, który kiedyś był generałem.
— Nie rozumiem, dlaczego zrezygnował z władzy? — zdziwił się elf.
— Ponieważ zrozumiał, że tylko tak może uratować siebie przed wiecznym potępieniem, które go czekało — do ich uszu dobiegł delikatny, aksamitny szept.
Nirviam rozpoznała ten głos, więc szybko odwróciła głowę w stronę postaci w szarym płaszczu podróżnych. Choć nie widziała twarzy, rozpoznała znajome błękitne oczy, w których już nie było zła. Posłał mężczyźnie szczery uśmiech, od początku wiedziała, że dokona właściwego wyboru. Były Władca Ciemności odwzajemnił jej uśmiech.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group | | UNTOLD Style by ArthurStyle
|
|
|
|
|
|