|
|
|
|
Autor |
Wiadomość |
Rieen
Dołączył: 05 Sty 2009
Posty: 187
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Ruda Śląska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 16:34, 11 Mar 2009 Temat postu: Dzień z życia Lily Evans, parodia- Nadia vs Monoke |
|
|
NADIA vs MONOKE
forma - proza
tematyka - "Dzież z życia Lily Evans - parodia"
długość - do 5 stron A4, Times New Roman 12, interlinia 1
termin - 1 marca 2009 (przesunięty na 10 marca)
wymogi specjalne - narracja pierwszoosobowa (Lily), czasy szkolne
Każdy z Was zalogowanych na forum może ocenić pracę według punktacji:
- Pomysł (do dyspozycji 5 talentów dla obydwu stron)
- Styl (do dyspozycji 5 talentów dla obydwu stron)
- Realizacja tematu (do dyspozycji 1 talent dla obydwu stron)
- Ogólne wrażenie (do dyspozycji 4 talenty dla obydwu stron)
TEKST A
- Pani Potter! Niech pani zaczeka! – usłyszałam za sobą czyjeś wołanie. Odwróciłam się i ujrzałam biegnąca w moją stronę czarnowłosą osóbkę średniego wzrostu, ubraną w hogwardzki mundurek.
- Tak?
- Czy mogę z panią chwilę porozmawiać? – Zapytała patrząc na mnie ciemnymi oczyma.
- Oczywiście, zapraszam do mnie. – Odparłam z uśmiechem i pchając wózek z małym Harrym w środku zaprowadziłam ją do mojego domu, gdzie czekał na mnie James…
- Chcesz, żebym opowiedziała ci najbardziej pamiętny dzień z tych, które spędziłam w Hogwarcie, tak? – Siedzieliśmy przy stole pijąc herbatę i jedząc ciasto. Harry już zasnął na fotelu wtulony w pluszową sowę.
-Tak, robimy album w szkole i mamy przeprowadzić krótkie wywiady z niektórymi uczniami rocznika 1960. – Wytłumaczyła Sandy.
- A czemu ja nie mogę opowiedzieć? – Marudził James.
- Kochanie, ty jak zwykle opowiedz wszystko na opak, mówiąc, ze to ja cały czas się za tobą uganiałam. – Powiedziałam ze słodkim uśmiechem.
- Przecież tak właśnie było. – wyszczerzył się Rogacz.
- Tak, tak. – Przytaknęłam mrugając porozumiewawczo do mojego gościa. – Opowiem dzień, który najbardziej zapadł mi w pamięć. Był to jeden z najgorszych, a zarazem najśmieszniejszych dni mojej nauki. A było to tak…
***
Dźwięk budzika znów wyrwał mnie z pięknego snu, więc za karę został wyrzucony w kąt pokoju. Nie miałam ochoty wstawać, była sobota! Ludzie, kto to widział wstawać w sobotę o siódmej? Zakopałam się pod kołdrą i próbowałam powrotem powrócić w ramiona Morfeusza, jednak usłyszałam wrzask mojej współlokatorki - Mandy. Otworzyłam zaspane oczy i usiadłam, rozglądając się nieprzytomnym wzrokiem po pokoju. Czułam bolesne pulsowanie pod czaszka, które było pozostałością po wczorajszej imprezie urodzinowej.
- Lily! – Usłyszałam po raz kolejny krzyk Mandy. – Rusz się! Za dziesięć minut mamy eliksiry!
- Przecież dzisiaj sobota! – Zawołałam.
- Dzisiaj środa Liluś! – Dobiegł mnie głos Pottera. Zwlokłam się z łóżka i otworzyłam drzwi dormitorium. Na progu stali Huncwoci i Mandy, gdy mnie zobaczyli przyjaciółka odchrząknęła znacząco, a chłopakom pojawiły się dziwne błyski w oczach. Popatrzyłam w dół i aż zapiszczałam. Miałam na sobie czerwone majtki i półprzeźroczysty stanik w tym samym kolorze.
-Cholera! – zaklęłam i szybko zamknęłam drzwi. Zanim wpadłam do łazienki dobiegł mnie jeszcze śmiech Jamesa i jego złośliwe komentarze. Wrrr! Jak ja go nienawidzę!
Stojąc przed lustrem podziwiałam przecudowne worki pod oczami i wielkiego pryszcza na czole. Postanowiłam odpuścić sobie Eliksiry i doprowadzić się do jako takiego stanu używalności. O ile to w ogóle było możliwe….
Po pół godzinie opuściłam wreszcie łazienkę z toną tapety na twarzy i z głupawym uśmieszkiem. Cóż, jak to mówią, trzeba robić dobrą minę do złej gry. I z takim przeświadczeniem ruszyłam pustym korytarzem Hogwartu w stronę klasy od Historii Magii. Po chwili zaczął rozbrzmiewać dzwonek obwieszczający przerwę, który w moich uszach brzmiał jakieś pięćset razy głośniej niż w rzeczywistości. Myślałam, że oszaleję. ‘Lilianno Evans! Już nigdy nie weźmiesz alkoholu do ust!’ rozkazałam sobie w myślach.
- O! Evans! – Usłyszałam czyjś głos za sobą. Odwróciłam się i ujrzałam Snape’a, który szedł w moją stronę. – Słyszałem, że wczoraj dałaś niezły popis tańcząc na stole. – Wyszczerzył się w ohydnym uśmiechu, a ja poczułam jak zalewa mnie rumieniec. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię ze wstydu.
Nie spodziewałam się, że będę musiała znosić takie docinki przez cały dzień, a jednak. Całą lekcję u profesora Binnsa dostawałam liściki wychwalające moje pijane popisy z dnia wczorajszego. W końcu postanowiłam dowiedzieć się co takiego wyprawiałam i na przerwie zaczepiłam Jamesa. Oczywiście już myślał, że się w nim zakochałam.
- James, możesz mi powiedzieć, co ja wczoraj takiego wyprawiałam? – Zapytałam cicho, żeby nikt nie słyszał.
- Liluś! Żarty sobie stroisz, tak? – Potter spojrzał na mnie z szeroko otworzonymi oczyma. – Przecież wczoraj powiedziałaś, że mnie kochasz! – Wyszczerzył się w uśmiechu, który dziewczyny z jego fanklubu doprowadza niemal do ekstazy, a mnie po prostu odpychał.
- Chyba śnisz, Potter. - Warknęłam . – To, że byłam upita nie znaczy, że przestałam Cię nienawidzić. – Powiedziałam, odwróciłam się na pięcie i odeszłam. James wołał cos jeszcze za mną, ale go zignorowałam.
Następną lekcją w planie była Obrona Przed Czarna Magią. Wchodząc do klasy od razu zobaczyłam, że jedyny stolik, który jest wolny będę musiała dzielić z Potterem. Zaklęłam w myślach, ale postanowiłam się nie poddawać. Usiadłam koło niego z postanowieniem całkowitego olewania go. Jednak James w ogóle się do mnie nie odzywał, był obrażony za wszystkie czasy. Okazało się, że dziś mamy powtórkę z boginów. Strasznie tego nienawidziłam, ale skoro karzą… W końcu przyszła kolej na mnie. Na początku przyjął on postać mojego sąsiada, pana Spark’a, który w dzieciństwie straszył mnie grabiami. Głupie, ale na nadal się go boję!
- Ridiculus! – Powiedziałam celując w niego różdżką i mój straszny sąsiad zmienił się w… Jamesa umazanego czekoladą. Żeby tego było jeszcze mało, był to goły James. Cała klasa zaczęła się głośno śmiać, lecz nie wszystkim się to podobało. Huncwoci i Mandy bynajmniej nie byli zadowoleni. James spojrzał na mnie z wyrzutem i wyszedł z klasy. Nauczyciel krztusząc się ze śmiechu zmienił bogina Pottera w balonik i kazał następnej osobie sobie z nim poradzić. Usiadłam na miejsce i nie odzywałam się już do końca lekcji. Swoją drogą, skąd ja wiedziałem jak James wygląda nago…?
***
- Lily! Nie mogłaś tego pominąć?! – Zawołał James oblewając się szkarłatnym rumieńcem. Sandy zachichotała zaciekle notując wszystko co mówię.
- Nie, nie mogłam. – Odparłam z uśmiechem. – A teraz mi nie przerywaj z łaski swojej. – Dodałam i wróciłam do mojej opowieści…
**
Zielarstwo i Wróżbiarstwo minęło w spokoju, bez Jamesa, który obrażony zapewne siedział na boisku od Quiditha. Huncwoci też strzelili focha, ale nie interesowało mnie to. Skoro oni mogą śmiać się ze mnie, to czemu ja z nich nie?
Po obiedzie, siedząc w swojej sypialni, doszłam jednak do wniosku, że chyba troszkę przesadziłam i postanowiłam poszukać Pottera, żeby go przeprosić. Ale gdy tylko wyszłam z dormitorium aż mnie zamurowało. Na środku Pokoju wspólnego tańczyłam.. ja! Ale to nie byłam JA, skoro Ja stoję tutaj i oglądam SIEBIE! Od razu domyśliłam się, że użyli Eliksiru Wielosokowego, żeby zmienić się we mnie. Tego było już za wiele!
- Potter, zabije cię! – Wrzasnęłam a wszystkie oczy skierowały się w moją stronę, nawet mój nieudany sobowtór z za dużym tyłkiem patrzył na mnie lekko zdezorientowany. Nastało ogólne osłupienie. – Black, Potter, minus 40 punktów dla Gryffindoru i marsz ze mną do profesor McGonagall! – Wrzasnęłam, ale zanim zeszłam na dół ich już nie było.
Maksymalnie wkurzona wróciłam do siebie, gdzie zakopałam się w wypracowaniach, które musiałam napisać na jutro. Olałam Pottera! Miałam go głęboko w.. czterech tylnich literach! Wrrr.. Idiota bez przyszłości…
O dziewiętnastej zeszłam na kolację, lecz nie dane mi było w spokoju dojść do Wielkiej Sali. Wszędzie słyszałam śmiechy i złośliwe komentarze na mój temat. Domyśliłam się, że to sprawka Pottera i Blacka. Wkurzona pobiegłam z powrotem do wieży i wbiegłam do dormitorium chłopaków. Tam, na łóżku leżał James a obok niego JA! Znaczy moja kopia w różowym stroju kąpielowym.
- O! Liluś! – Wyszczerzył się na mój widok.
-Zamknij się! – Wrzasnęłam. – Tego już za wiele. Idziemy do dyrektora! – Zanim zdążyli się odezwać obezwładniłam ich jednym zaklęciem, a drugim jakby na niewidzialnych noszach przeniosłam przez Pokój Wspólny, a potem do gabinetu Dumbledore’a. Na nasz widok kompletnie osłupiał.
- Dzień dobry, panie dyrektorze. – Powiedziałam z uśmiechem.
- Dzień dobry, Lily – Odparł staruszek. Uśmiechając się. – Opuść ich na ziemię. – Dodał, a ja spełniłam jego polecenie. Potter i Black z głośnym hukiem opadli na drewnianą podłogę.
-Panie profesorze, oni użyli Eliksiru Wielosokowego, żeby zmienić się we mnie. – Powiedziałam wskazując na drugą JA.
-Właśnie widzę. – powiedział Dumbledore z trudem powstrzymując śmiech. Wypowiedział jakieś zaklęcie i po chwili obok Pottera siedział Black ubrany w różowy strój kąpielowy. Zaczęłam się śmiać, a dyrektor razem ze mną. Po chwili wyczarował taki sam strój dla Jamesa. – Zaprowadź ich na kolację w takich strojach, to będzie dla nich największa nauczka. – Powiedział mrugając do mnie.
-Dobrze! – Przytaknęłam ochoczo i wyprowadziłam ich z jego gabinetu. Gdy tylko zamknęłam drzwi usłyszałam głośny śmiech Dumbledore’a.
***
-Boże, Lily! To mogłaś darować sobie! – James był czerwony jak burak. Dobrze wiedziałam, że na samo wspomnienie tego różowego stroju kąpielowego dostaje palpitacji. Wyszczerzyłam się i opowiadałam dalej.
***
Zaprowadziłam ich do Wielkiej Sali. Chłopcy byli cali czerwoni i prosili mnie, żebym tego nie robiła, ale ja ich nie słuchałam. Wprowadziłam Jamesa i Syriusza do środka przy akompaniamencie śmiechów wszystkich uczniów, a także nauczycieli. Usiedliśmy przy stołach. Wszyscy członkowie drużyny Quiditha zaśmiewali się do rozpuku widząc swoich kumpli w takich strojach. Prawie nikt nie jadł, bo każdy chciał zobaczyć dwie ‘baletnice’. W końcu przyszedł czas powrotu do swoich pokoi. Dałam już im spokój i pozwoliłam żeby się przebrali. Byłam pewna, że żadem z nich nie odezwie się do mnie ani słowem do końca życia, ale było warto. Taki widok jest niezapomniany.
- Lily! To było boskie! - Do dormitorium wpadła Mandy.
- Wiem, ale to był pomysł Dumbledore’a! – Odparłam szczerząc się. Obie zaczęłyśmy się głośno śmiać wspominając dzisiejszą kolację.
- Wiesz co? – Odezwała się przyjaciółka, gdy trochę się uspokoiłyśmy.
- Hmm?
- Chodź, odwiedzimy nasze różowe księżniczki! – Zaproponowała, a ja zgodziłam się. Pobiegłyśmy do sypialni Huncwotów. O dziwo nie zamknęli drzwi. James siedział w kącie, a Syriusz leżał na łóżku wpatrując się w sufit. Zrobiło mi się ich żal.
- Czego chcecie? – Zapytał Syriusz nawet na nas nie patrząc.
- Chcecie nasz jeszcze bardziej upokorzyć? – Mruknął James. Popatrzyłam na Mandy, jej też było głupio, choć nic nie zrobiła. Szepnęłam jej coś do ucha, a ona kiwnęła przytakująco głową.
Podeszłam i usiadłam obok Rogacza, a ona Pochyliła się nad Syriuszem. Na umówiony znak pocałowałyśmy ich. James otworzył szeroko oczy, a po chwili uśmiechnął się i oddał pocałunek. Musiałam przyznać, ze na prawdą świetnie całował. W końcu obie oderwałyśmy się od nich i bez słowa wróciłyśmy do siebie.
-Wiesz co? – Szepnęłam do przyjaciółki gdy już byłyśmy u siebie.
- Co?
- James świetnie całuje!
Była prawie północ gdy położyłyśmy się spać. Byłam strasznie zmęczona. Za dużo wrażeń jak na jeden dzień. Musiałam jednak przyznać, ze mimo wszystko Potter nie jest taki zły i na dodatek na słodkie usta. Hmm… Może jednak dam mu szansę? Rozmyślałam nad tym dopóki nie zasnęłam. A jeszcze we śnie widziałam Rogacza w różowym stroju kąpielowym…
***
- To już koniec. – Powiedziałam z uśmiechem. James przytulił się do mnie, a mały Harry zdążył wstać. Posadziłam go sobie na kolanach. – Może być?
-Jasne! – Twarz Sandy rozjaśnił szeroki uśmiech. – to najlepsza opowieść jaką do tej pory usłyszałam! Dziękuję bardzo! – Widać było, że naprawdę jej się podobało.
- Nie ma za co. – Odparłam głaszcząc synka po czarnej główce.
- Oh, to już tak późno!? – Zawołała dziewczyna patrząc na zegarek. – Dziękuję państwu, ja już muszę iść, Obiecałam Dyrektorowi, że wrócę o dwudziestej. – Wstała, a ja i James zrobiliśmy to samo. Niosąc Harry’ego na rękach odprowadziłam ja do drzwi i pożegnałam się z nią. Wracając do salonu uśmiechałam się pod nosem. Naprawdę byłam zadowolona, ze ją spotkałam. Już dawno nie miałam okazji na wspomnienia…
TEKST B
Cześć! Nazywam się Lily Evans. Powiecie: „O... Następne opowiadanie o Lilusi i Rogaczu”, i wiecie, co Wam powiem? Macie rację! A może i nie? W sumie to nie wiem, czy jestem w stanie pisać wciąż tylko o nim. I tak wszystkie sto dwadzieścia trzy moje poprzednie pamiętniki są w dziewięćdziesięciu procentach o nim…
Teraz małe sprostowanie dla tych, którzy się nie znają: pełna wersja mojego imienia to Lilyanne i nie gadajcie, że Rowling coś tam, coś tam. Mało mnie to interesuje! Jestem tym, kim jestem, a jak Wam się nie podoba, to od razu naciśnijcie ten krzyżyk w prawym górnym rogu ekranu, bo później może być tylko gorzej. Co mogę jeszcze napisać w tym wstępie? No cóż, świat mój i Wasz będzie się tu przeplatał, co znaczy, że jak będę miała w Hogwarcie komórkę, to rzeczywiście tak jest, i nie wierzcie ludziom, że to niemożliwe! Jak będę miała na sobie mini, długie plastikowe buty z czubami, przezroczysty top i błyszczyk na ustach, to też będzie całkowicie normalne, bo tu działa tylko chora wyobraźnia autorki. Tak, dobrze czytacie, znam ją doskonale. Jest nieźle pieprznięta, więc najlepiej niczemu się nie dziwić, tylko czytać bądź nie czytać – mnie to obojętne, a nawet lepiej, żebyście nie czytali, bo wtedy nie będzie miała przed kim robić ze mnie pośmiewiska.
Co dalej? Ach tak! Potter, tak, James Potter – nienawidzę go, rzecz jasna, ale ma bardzo ładne orzechowe oczy. Ma najlepszego kretyno-przyjaciela, Syriusza Blacka, który lata za moją przyjaciółką Dorcas i cały czas się kłócą, normalka, nie? Oczywiście – jest też Ann i Remus, ale te gołąbeczki są cały czas opanowane, spokojne i zakochane w sobie po uszy. No nic, tylko by się przytulali, całowali, trzymali za ręce, w ostateczności, rozstrzygali spory między tymi bardziej normalnymi ludźmi. A Peter? No cóż, jego nie ma, bo – jak sądzi kochana autoreczka – psuje imidż jej opowiadania, więc słuchajcie: Peter Pettigrew formalnie nie istnieje!
No, a co z tymi mniej ważnymi postaciami? Jest Lordzio Voldzio, który jest dogłębnie zły, nie wie, co to miłość i urodził się ze złością w sercu (zakładając, że je w ogóle ma). Jest moim ojcem. Tak, to mój tatuś, ale jakby co, to nic nie wiecie, bo i ja nic nie wiem. Ekhem, Zabroniono mi spojlerować, ale przecież czasami nie da się inaczej! Jest też nasz kochany i prawy Dumbel, który mówi cały czas o miłości, kocha wszystkich (zwłaszcza swojego chłopaka – Ala... Mmm... Cholero jedna, nie zatykaj mi ust! Więcej nie będę! Dobra, jego tożsamość poznacie... eee... nieco później).
Kto jeszcze jest? Malfoy, siostry Black i inne śmiercionośne ziółka. Nieważne, że są o kilka lat starsi, teraz są zaledwie rok wyżej niż my!
No, i najważniejsze – jak już kiedyś będę miała syna, to będzie on miał na imię Harry. Oczywiście tego chłopca nie spłodzę z Potterem. No pomyślcie, jak by to brzmiało: Harry Potter – ohyda. Wolę, żeby przeżył, a z takim nazwiskiem świata nikt nie uratuje, prawda? Ewentualnej córki mieć nie będę, mam takie dziwne przeczucie – nigdy mnie nie zawodzi. Kiedyś przewidziałam, że jak Potter klepnie mnie w tyłek, to będę go gonić nawet do Chin, i rzeczywiście – klepnął i wylądowaliśmy w Hogsmeade w rozpadającej się knajpce „Chińska Granica”. Tam James schował się za ladą, a barman był jakimś jego kumplem i nie chciał mnie tam wpuścić, więc krzyknęłam Potterowi, żeby pocałował mnie w... No wiecie gdzie.
Później to ja uciekałam, bo on stwierdził, że zrobi to z przyjemnością. Prostak.
Ale odbiegłam od tematu! Akcja tego „czegoś” będzie się działa w Hogwarcie.
Koniec tego pieprzenia. Opowiadanie jest o mnie, o mnie, o Potterze, o mnie, o naszej miłości, która jest niemożliwa, bo ja na to nie pozwolę, o mnie, o Syriuszu i Dorcas, o mnie, o Potterze oraz Ann i Remusie, a i jeszcze trochę o mnie będzie. Będą jeszcze jakieś wątki poza-romantyczne, ale one nie są tu przecież ważne. W końcu najlepiej, jak w opowiadaniu wszyscy się całują lub chodzą ze sobą. No, ostatecznie kłócą i zdradzają. Kto by tam chciał czytać powiadanie z fabułą? Blee... Aż mnie dreszcze przechodzą, jak o tym myślę. To nie będzie miało fabuły. Będzie dużo całowania, seksu, alkoholu, papierosów i narkotyków. Ha, ha, ha. Żartowałam. Seksu nie będzie (kur... de blaszka) i narkotyków też nie (mam przynajmniej taką nadzieję). Alkohol pewnie będzie, bo wątpię, żeby autorka zrezygnowała z możliwości pokazania mnie wszystkim zataczającej się i śpiewającej przepitym głosem pijackie piosenki. Papierosy? Nie, nie, to zUo jest.
A wracając do Pottera. Nie myślcie sobie, że jest taki, jakim szanowna pani Joanna go uczyniła! Nie, nie jest bezczelny i nie pyta „Evans, umówisz się ze mną?”, tylko cały czas „Kocham cię, Liluś” i tym podobne. Czasami zdarza się, że płacze przeze mnie. No cóż, ja za to nie jestem tą miłą i mądrą dziewczyną. Jestem maszyną zniszczenia, tak jakby co. Chociaż… mądra też jestem.
Historia, którą chcę Wam tutaj przytoczyć trwała dokładnie jeden dzień, a tyle się wydarzyło… Ach, czytajcie, czytajcie, nie pożałujecie, a raczej pożałujecie, jak tego nie zrobicie, bo, jak mam nadzieję, zdajecie sobie sprawę z tego, że za Wami właśnie stoi ogromniasta sklątka tylnowybuchowa i nie pójdzie sobie dopóki tego nie pochłoniecie. Buahahahaha.
***
– Wal się, Black! Weź tego mopa z moich ust!
Anielski głos mojej przyjaciółki obudził mnie o siódmej pięćdziesiąt siedem i trzy sekundy. Zaspana otworzyłam oczy i wstałam, planując dla niej niezwykle bolesną śmierć. Podeszłam do jej łóżka i odsłoniłam zasłony. Popatrzyłam tam i uśmiechnęłam się mściwie. Kochany Syriuszek właśnie przygważdżał ją do materaca i próbował pocałować.
Bolesna śmierć sama przyszła, wyręczając mnie uprzejmie. Jak miło.
Pewnie sądzicie, że powinna mnie zdziwić obecność tego kretyna w naszym dormitorium. Ale nie zdziwiła. Huncwoci mieli swoje sposoby na wejście do damskich dormitoriów. Umieli też rzucać czary ze stworzonych przez siebie różdżek, nie uczyć się, a dostawać dobre oceny, przechadzać się przez całą noc po zamku, a później wstawać rano na lekcje i nie przysypiać – tak właściwie to oni chyba byli wszechmocni. Ale to pewnie dzięki Remusowi, on jeden miał głowę na karku.
O ile nie wpatrywał się w Ann maślanym wzrokiem, a to ostatnio zdarzało się tak mniej więcej… cały czas, więc…
W każdym razie nie mogłam już zasnąć po tej – jakże przyjemnej – pobudce, więc postanowiłam udać się do łazienki. Wzięłam ze sobą „Eliksiry dla zaawansowanych”. Czytałam to już kilkanaście razy, ale dzisiaj mieliśmy mieć lekcję ze Slughornem, więc musiałam znać to na pamięć, a nadal wymykało mi się kilka słów. Och, nie, nie myślcie, że poszłam z książką w celu załatwienia potrzeby fizjologicznej. Skądże znowu. Wyobrażacie sobie mnie robiącą kupę? Nie! Ja też sobie tego nie wyobrażam, zresztą tak samo jak autorka, więc po prostu tego nie robię. A także nie sikam i to wszystko zalega mi w jelitach. Chociaż… nawet nie jestem pewna, czy je mam. Nie zagłębiajmy się w to.
Rzuciłam zaklęcie Porannego Przygotowania i podczas gdy szczoteczka w zawrotnym tempie czyściła moje zęby, zagłębiłam się w lekturze.
Kiedy byłam już czyściutka i pachnąca oraz przeczytałam cały rozdział, przejrzałam się w lustrze. Moje ognistoczerwone loki (nie żadne kasztanowe! Gdzieś mam, co tam widziała Rowling!) układały się wprost cudownie i z gracją spływały na moje plecy. Uśmiechnęłam się z satysfakcją. Potter padnie. Nie żeby zależało mi na jego zdaniu, ale wiecie… No ten… Eee, przejdźmy do następnego punktu dnia.
Wyszłam z łazienki, uśmiechnęłam się do Dorcas, która właśnie siedziała okrakiem na Blacku i robiła mu makijaż. Niezmywalnymi kosmetykami, rzecz jasna. Chyba rzuciła na niego Petrificus Totalus, bo się nie ruszał, tylko jego oczy wpatrywały się w dziewczynę z żądzą mordu. No cóż, nic nie trwa wiecznie. Zobaczymy, jak później ona sobie z nim poradzi. Patrzyłam na nich, podziwiając niezwykle wprawne ruchy panny Meadowes – zawsze zazdrościłam jej umiejętności w tej dziedzinie sztuki.
Kiedy skończyła, z szerokim uśmiechem wzięła go na magiczne nosze i wyprowadziła gdzieś.
Hmm, ciekawe, gdzie się odnajdzie. Znając Dor, zostawi go gdzieś w Wielkiej Sali, żeby wszystkie jego wielbicielki mogły go zobaczyć. Jak słodko.
Przeczytałam jeszcze raz rozdział siódmy z „Eliksirów dla zaawansowanych” tak dla pewności, po czym udałam się na śniadanie. Przed wejściem zebrał się spory tłumek i wszyscy na siłę próbowali wepchnąć się do środka.
Zakład, że to sprawka Meadowes?
Kiedy wreszcie udało mi się przepchnąć, moim oczom ukazał się chyba najpiękniejszy widok w życiu. Pod sufitem wisiał sobie Syriusz w różowej gustownej sukieneczce, a za nogę trzymał go Potter, stając się nie popatrzeć na swoją suknię w barwie kartonowej zieleni (dobrze widzicie! Nie butelkowej! A co! Grunt to bunt!). No cóż, musiałam przyznać, że Dorcas się postarała. Usiadłam obok niej przy stole dla Gryfonów i z uznaniem uścisnęłam jej dłoń.
– Co na nich rzuciłaś, że są cicho? – spytałam spokojnie, smarując sobie chleb masłem.
– Z Blacka nie zdejmowałam Petrificusa, a na Pottera tylko Silencio. – Uśmiechnęła się urzekająco.
– Ach. – Zerknęłam na Jamesa. Faktycznie wierzgał strasznie i poruszał ustami, ale mimo tego spomiędzy jego warg nie wydobywał się żaden głos. Jednocześnie zobaczyłam, że ręka, którą trzymał się nogi Blacka, poruszała się nieznacznie cały czas. – Zaklęcie Nietrwałego Przylepca? – zapytałam.
– Chciałam dać Trwałego – rzekła z żalem, po czym podjęła ponownie, tym razem uśmiechając się diabolicznie – ale wtedy Syriusz nie mógłby na wakacje wracać do kochanej rodzinki.
Poczciwa, kochana Dorcas.
Pominę te chwile dzisiejszego dnia, w których Albus Dumbledore zdejmował tych dwóch – w końcu to było bezczeszczenie sztuki! Wyglądali tam wiele lepiej niż gdziekolwiek indziej. I nic nie mówili, a to też duży plus!
Lekcje minęły mi szybko i zgrabnie – jak luksusowe kurtyzany. Na eliksirach jak zwykle dostałam wyróżnienie od Slughorna. Snape także, ale do niego nie odzywam się już od jakiegoś czasu, odkąd… a tam, przecież doskonale znacie tę historię.
Po lekcjach dostałam cynk, że Malfoy i panny Black mają zamiar uprawiać czarną magię na siódmym piętrze. Nie pytajcie skąd – mam swoje wtyki, w końcu jestem prefektem, nie? I wiedzcie, że ci, co mówią, że za moich czasów każdy dom miał jednego prefekta – mylą się! Z Rowling na czele, o! W każdym razie postanowiłam pójść do dyrektora. Zaledwie parę sekund zajęło mi wymyślenie hasła – były takie banalne. Doprawdy nie widzę nigdzie tego jego geniuszu. No, weszłam do niego… i jak nie wrzasnę!
- Aaaa! – Jak nie wrzasnęłam.
- Aaaa! – Jak nie odwrzasnęli mi Dumbledore i… ech… Moody siedzący mu na kolanach. Nie będę nawet wspominać, że obaj byli bez spodni, bo to zniesmaczające. Nie, nie mam nic do homoseksualistów… Dopóki są piękni i pociągający! To była przesada. Mój zmysł estetyczny wił się właśnie w konwulsjach, gdy podczas zaledwie krótkiego zerknięcia ujrzałam fałdy tłuszczu i… inne nieciekawe rzeczy.
Uznałam, że dzisiaj Ślizgoni mogą na luzie uprawiać te swoje czarnomagiczne rytuały. Ja z tym do dyrcia łazić nie będę! Potter i tak do cna zjechał już moją psychikę, więcej mi nie trzeba!
Postanowiłam trochę się odprężyć, jako że dotychczasowe wydarzenia ostro dały mi się we znaki. Udałam się do jedynego miejsca w Hogwarcie, gdzie czuję się jak w domu, w którym spędziłam najlepsze chwile swoich młodzieńczych lat… Innymi słowy, postanowiłam wstąpić do biblioteki, żeby odpocząć od marnej codzienności rzucającej mi co raz to cięższe i grubsze kłody pod nogi.
Kiedy weszłam, na twarzy bibliotekarki pojawił się szeroki uśmiech. Chyba przywracałam jej wiarę w młodych ludzi. No cóż, oprócz paru Krukonów, byłam jedyną osobą, która przedkładała dobrą lekturę nad swawole i zabawy. Westchnąwszy ze szczęścia, usiadłam na moim ulubionym miejscu, na którym po raz pierwszy przeczytałam Historię Hogwartu. Och, pamiętam, jak z wypiekami na twarzy wyobrażałam sobie tę słyną zaginioną Komnatę Tajemnic, w której podobno mieścił się najstarszy czarodziejski burdel. Zawsze chciałam pracować w takiej placówce…
Nagle z gorących i bardzo wyuzdanych marzeń zbudził mnie ogromy huk. Poderwałam się z krzesła, bacznie wpatrując w drzwi, spod których wydobywała się cienka smuga jaskraworóżowego dymu.
– Co jest? – Skrzywiłam się. – Mam nadzieję, że to nie ma nic wspólnego z Huncwotami… – jęknęłam, lecz wiedziałam, że marne są na to szanse.
Zawsze byłam obowiązkowa – teraz też. I plułam sobie w brodę za to, idąc hogwarckimi korytarzami wypełnionymi po brzegi tą niezwykle romantyczną mgłą.
Brnąc w stronę Wielkiej Sali przez coraz gęstsze opary, słyszałam krzyki pełne bezbrzeżnego przerażenia.
Co jest? Potter znowu śpiewa?
Starałam się uspokoić, ale ta myśl zaniepokoiła mnie do tego stopnia, że gdy wpadł na mnie jakiś drący się w niebogłosy pierwszoroczniak, podskoczyłam jak oparzona i pisnęłam przeciągle. Dopiero po chwili zobaczyłam wystraszoną twarzyczkę pełną piegów.
– Co się stało, mały? – spytałam, nadając mojemu głosowi łagodny ton. – Huncwoci? – To jedno słowo zawsze tłumaczyło wszystko. Tak właściwie nawet nie chciałam czekać na odpowiedź, ale kiedy się odwracałam, maleństwo wyszeptało trwożnie:
– Voldemort…
Odwróciłam się gwałtownie, z szerokimi ze zdumienia oczyma. Po chwili na moją twarz wystąpił błogi uśmiech.
– Uff, jaka ulga – rzekłam, ocierając wyimaginowany pot z czoła i ruszyłam w stronę światła. Znaczy coraz jaśniejszego odcienia różu. Skoro to nie Potter i jego serenady, to w porządku. Nic nie jest w stanie bardziej mnie przestraszyć. Nawet najbardziej morderczy czarnoksiężnik wszechczasów, który tylko marzy, by zmieść mnie z powierzchni ziemi.
W pewnym momencie stanęłam w końcu przed wrotami Jakże-Wielkiej-Sali. Przez maleńką dziurkę od klucza wydobywały się kłąbki tej różowiuchnej pary. Napadły mnie złe przeczucia. Nawet bardzo złe, ale dzielnie nacisnęłam klamkę.
Moim przecudownym szmaragdowozielonym oczom ukazał się widok około setki facetów w damskich ciuszkach. Niektórych, o Merlinie, ratuj, nawet rozpoznałam, a innych widziałam pierwszy raz w życiu. Przy stole, a raczej na nim, siedział sam Dumbledore w krwistoczerwonych stringach ze słoniową trąbką. Obok niego siedział starannie wymalowany szminką Moody w przyciasnym gorsecie i obcisłych koronkowych bokserkach.
– Niee… – jęknęłam. – Co to, do cholery, ma być? Gej-party?!
– Mmm… Niezłe mają ciałka, co, Rudo… Tygrysico?
– Chyba Śląska… – mruknęłam, odwracając się w stronę wypacykowanego Lucjusza Malfoya. Jego staranny makijaż i seksowny komplet pielęgniarki robił wrażenie. Może nie na mnie, ale niejeden się za nim obejrzał. – Spadaj, Utlenie jeden – rzuciłam posępnie. – Staremu Dumblowi nie wystarcza walka o prawa mugolaków?
– Najwyraźniej nie. – mruknął Lucek i nad zwyczaj seksownie wzruszył ramionami. – Ale przyznaj, że towary pierwsza klasa… – dodał, oglądając się za jakimś czarnowłosym monstrum.
– Taaa – odpowiedziałam, zastanawiając się, czy on tak na poważnie to wszystko mówi. – Podobno Voldzio przyszedł…
– Tak – rzekł blondyn, a jego głos zadrżał z bezkresnego pożądania. – Jest tam!
Popatrzyłam we wskazanym kierunku i zakrztusiłam się powietrzem. Kasłałam przez chwilę, modląc się, by obraz widniejący przed chwilą przede mną zginął i przepadł.
Ani nie zginął, ani nie przepadł ku niezadowoleniu mojej skromnej osoby.
Na samym środku Sali wirował niezwykle blady, wysoki i smukły mężczyzna, a jego skóra, przysłonięta jedynie czarnymi ćwiekowanymi pasami umieszczonymi w strategicznych miejscach, błyszczała od jakiegoś zielonkawego obrzydliwego śluzu. Pasy nie skrywały zbyt wiele. Zwłaszcza owłosienia na chudziutkim tyłeczku.
Zemdlałam. Po kilku delikatnych plaskaczach w twarz (po których przez długi czas pozostały siniaki), wreszcie się ocknęłam i zaraz tego pożałowałam. Cucił mnie Syriusz w srebrnym, obcisłym i nieco zbyt przezroczystym kombinezonie.
– Merlinie, jak nie umarłam dotychczas, to pozwól umrzeć mi teraz – wyszeptałam słabym głosem.
– Lily! Lily! Wszystko będzie dobrze! – wykrzyknął Łapa, biorąc mnie na ręce. Kiedy mnie podnosił przez chwilę moje zamglone oczy znalazły się na wysokości… pewnego nie do końca zakrytego miejsca. Nawet ta pieprzona mgła nie pomogła. Jęknęłam przeciągle.
– Lilciu, oddychaj, zaraz pójdziemy po Jamesa!
– Brońcie mnie, Merlinie i wszyscy pogięci! – wrzasnęłam, przerażona i wierzgnęłam w jego ramionach tak silnie, że mnie wypuścił i z głuchym pacnięciem spadłam na podłogę.
Poderwałam się szybko i zaczęłam biec na oślep poprzez wzburzony, kołyszący biodrami i innymi częściami ciała tłum. W pewnym momencie wpadłam na kogoś kościstego i oślizgłego. Jak upadałam, mignęły mi srebrne ćwieki i odwrócony do góry nogami satanistyczny krzyż. Mrugnęłam kilka razy i gdy już obraz był klarowny, przyjrzałam się osobie, którą już podejrzewałam o bycie…
– Voldemort – wycedziłam z nienawiścią w głosie.
Mężczyzna uśmiechnął się, oparł jedną rękę na biodrze i zgiął jedno kolano, przyjmując, w jego mniemaniu, niezwykle pociągającą pozę.
– Co jest, krejzolo? – wypiszczał cieniutkim głosem.
– OMG! – zawyłam. – Żaaal.
– Twoja stara! – zripostował.
– Lol, bo twoja! – odcięła się natychmiast rudowłosa.
– Weź spłyń!
– Takie teksty to modne były za mojego starego!
– Ja jestem twoim starym!
W tym momencie zemdlałam drugi raz.
Warto zauważyć, że już nie wstałam.
Za niewielki poślizg bardzo przepraszam.
Koniec pojedynku: 25 marca
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Rieen dnia Śro 16:34, 11 Mar 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
|
|
Autor |
Wiadomość |
Chiyo
Moderator Niewyżyty
Dołączył: 05 Sty 2009
Posty: 1692
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Oxford, UK (oryg. Poznań) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 17:23, 11 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Pomysł
Tekst A: 3
Tekst B: 2
Jeśli mam być szczera, to spodziewałam się czegoś... nie wiem, innego. Mniej przewidywalnego? Może... Nie wiem, trudno mi to konkretnie stwierdzić.
Nie da się jednak ukryć, że, jak dla mnie, Tekst A miał ciekawszy pomysł niż Tekst B. Przy Tekście B miałam wrażenie takiej "parodii na siłę" oraz tematycznej monotonności, jakby autorce zabrakło idei na coś innego. Tymczasem w Tekście A podobała mi się historia oraz nawet niezłe epizody w tym jednym dniu. No i jakoś te drobne epizody bawiły mnie bardziej niż wydarzenia w Tekście B, który miejscami aż uznałam za mocno przeciągające strunę (strunę mojego gustu, pragnę zaznaczyć - żeby wszystko było jasne).
Styl
Tekst A: 3.5
Tekst B: 1.5
Nie mogę inaczej. Tekst B mnie najzwyczajniej w świecie męczył. Chociaż żaden nie jest według mnie jakiś wybitnie wielki, to Tekst A przynajmniej czytało się płynniej, bez wrażenia monotonności, które miałam przy czytaniu Tekstu B. I nawet przy Tekście A uśmiechnęłam się z jakieś 3-4 razy, podczas gdy przy Tekście B tylko raz.
Tak wyszło...
Realizacja tematu
Tekst A: 0.5
Tekst B: 0.5
Zrealizowano. Nawet jeśli mnie niespecjalnie bawiło (bo w końcu parodia ma bawić) i jedynie raz na jakiś czas blado się uśmiechnęłam. Cóż, każdy ma inne poczucie humoru.
Ogólne wrażenia
Tekst A: 3
Tekst B: 1
Tylko tak potrafię. Chociaż po obu tekstach spodziewałam się czegoś zupełnie innego (może czegoś pokroju "Śrubziemia"?), to z tego, co przeczytałam, Tekst A zrobił na mnie zdecydowanie dużo lepsze wrażenie. Tekst B mnie męczył, zdawał się ciągnąć i nie kończyć, poza tym wywołał u mnie uśmiech tylko raz, no i sprawiał wrażenie bazującego na jednym, dość wąskim, polu.
W porównaniu z nim Tekst A wydawał mi się bardziej oryginalny (chociaż sam w sobie taki nie był), czytało się go dużo lżej i nawet z jakąś domieszką uśmiechu oraz przyjemności. Po prostu bardziej mi przypadł do gustu - ot co!
Podliczenie
Tekst A: 10
Tekst B: 5
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Chiyo dnia Czw 13:13, 12 Mar 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
Autor |
Wiadomość |
Rudzia
Dołączył: 04 Sty 2009
Posty: 433
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 8:03, 12 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
- Pomysł
A: 1
B: 4
Ciekawszym pomysłem wydał mi się tekst B, wszystko tam było opisane w bardziej hm... zabawny i interesujący sposób.
- Styl
A: 2
B: 3
W tekście A, jak zauważyłam autorka ma problemy z zapisem dialogu. Chodzi mi głównie oto, że takie słówka jak odparł, powiedział, krzyknął piszemy po myślniku z małej litery, a resztę czyli np. odwrócił, wstał, usiadł z dużej. Przyjrzyj się jak jest to napisane w drugim tekście. Ogólnie styl obu tekstów dobry.
- Realizacja tematu
A: 0,2
B: 0,8
Miała być parodia, a podczas czytania pierwszego tekstu nawet się nie uśmiechnęłam. Było troszkę sztywno, jak zwykłe opowiadanie, a gdzie ta parodia? W małym procencie i owszem się gdzieś tam znalazła, ale heh... widać, że autorka z parodią nie ma chyba za dużo wspólnego. W drugim tekście było zupełnie inaczej, parodie widać już w samym wstępie, uśmiechnęłam się kilka razy, owszem może nie śmiałam się głośno, ale ogólnie było to naprawdę zabawne.
- Ogólne wrażenie
A: 1
B: 3
Znaczniej przyjemniej czytało mi się tekst B, był lżejszy i jakiś taki z pomysłem i poczuciem humoru;) Przy pierwszym troszkę się wynudziłam.
Podsumowanie:
A: 4,2
B: 10,8
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Autor |
Wiadomość |
Neja
Dołączył: 02 Mar 2009
Posty: 131
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Warszawa Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 18:40, 12 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Pomysł:
A - 1,5
B - 3,5
Podobał mi się wstęp Lily w tekście B. Autorka wymieniła w nim chyba wszystkie najpopularniejsze głupoty w opowiadaniach Lily-James, włącznie z Voldziem w roli ojca Evans. Chociaż nie, zapomniała o tym, że Lily jest animagiem. Łanią w dodatku ;) Ale pomysł ciekawy.
Za to w tekście A naprawdę nie znalazłam nic, co można by nazwać oryginalnym. Szczerze mówiąc zmaganie się z tą fabułą było chwilami męczące.
Styl:
A - 2
B - 3
W tekście A parodii wiele nie znalazłam. Może tylko jeden, czy dwa przewrotne momenty, ale nic, co zwala z nóg. A jednak muszę autorce oddać sprawiedliwość, bo widać, że pisze dobrze, tylko widocznie ten temat nie jest najszczęśliwszy.
W tekście B ucieczka w absurd z udanym rezulatatem. Według mnie trochę za mało opisów, akcja przemknęła w pełnym galopie.
Realizacja tematu:
A - 0,25
B - 0,75
Wspominałam już o elementach parodii.
Ogólne wrażenie:
A - 1,5
B - 2,5
Suma:
A - 5,25
B - 9,75
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Autor |
Wiadomość |
Alba
Dołączył: 05 Sty 2009
Posty: 517
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: mam wiedzieć? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 18:48, 12 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Tak jak obiecałam, umarłam.
A teraz ocenię. Uważam, że drugi tekst lepiej wywiązał się z zadania. Nie tylko tworzył typowym stylem dla tego typu opowiadań, opisał większość typowych bzdur (choć czytałam kiedyś, że Lilly jest syreną i co wieczór o zmierzchu musi być w tamtejszym jeziorku), to jeszcze wyśmiał to wszystko. Tej ostatniej części zabrakło mi w dziele A. Styl w obu opowiadaniach bardziej niż poprawny. Pomysły na wygłupy przednie. Ale tak naprawdę parodią jest tekst B, śmieszną, lekką i absurdalną na dodatek.
- Pomysł (do dyspozycji 5 talentów dla obydwu stron)
A 1,75
B 3,25
- Styl (do dyspozycji 5 talentów dla obydwu stron)
A 2,25
B 2,75
- Realizacja tematu (do dyspozycji 1 talent dla obydwu stron)
A 0,25
B 0,75
- Ogólne wrażenie (do dyspozycji 4 talenty dla obydwu stron)
A 1,5
B 2,5
Razem:
A 5,75
B 9,25
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Autor |
Wiadomość |
Pan_M
Dołączył: 12 Mar 2009
Posty: 46
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 18:49, 12 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Khm..
- Pomysł (do dyspozycji 5 talentów dla obydwu stron)
Nie wiem, może jestem inny, ale tekst B nie przypadł mi do gustu. owszem, dzień z życia Lily, ale no sorry, skoro ona to ma opisywać, to skąd wie kto to Rowling i co to komórka. To rocznik '60... Zresztą, ten tekst jakiś taki odpychający dla mnie jest. tekst A to tez ni mistrzostwo, ale podobały mi się opisy i wątki. Ktoś już wspomniał o niepoprawnej formie dialogów. Autorka musi nad tym popracować.
A: 3
B:2
- Styl (do dyspozycji 5 talentów dla obydwu stron)
Teks A miał lepszy styl, B tez w miarę, ale bardziej przychylny jestem do A. Poza tym jakoś bardziej widzi mi się James w stroju kąpielowym niż Voldek jako tato Lily.
A:3,5
B:1,5
- Realizacja tematu (do dyspozycji 1 talent dla obydwu stron)
A: 0,5
B: 0,5
- Ogólne wrażenie (do dyspozycji 4 talenty dla obydwu stron)
jak już powiedziałem wole tekst A.
A:3
B:1
razem:
A:10
B: 5
HA! Moja pierwsza ocena :D
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Autor |
Wiadomość |
Chiyo
Moderator Niewyżyty
Dołączył: 05 Sty 2009
Posty: 1692
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Oxford, UK (oryg. Poznań) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 19:05, 12 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Heh, dobrze wiedzieć, że nie jestem jedyną, która ma na temat tego pojedynku inne zdanie. :) Nie czuję się już taką wredną jędzą. :)
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Chiyo dnia Czw 19:06, 12 Mar 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Autor |
Wiadomość |
Pan_M
Dołączył: 12 Mar 2009
Posty: 46
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 19:06, 12 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Chiyo, jak to mówią, każdy ma inny gust :) O! z tego co widzę punktację mamy taką samą :)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Autor |
Wiadomość |
Alba
Dołączył: 05 Sty 2009
Posty: 517
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: mam wiedzieć? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 19:11, 12 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Chiyo, jędzą?
No wiesz...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Autor |
Wiadomość |
Yumminae Rais
Moderator Wspomnień
Dołączył: 06 Sty 2009
Posty: 1079
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: miasto smoka Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 20:30, 12 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Pan_M napisał: |
owszem, dzień z życia Lily, ale no sorry, skoro ona to ma opisywać, to skąd wie kto to Rowling i co to komórka. (...) Poza tym jakoś bardziej widzi mi się James w stroju kąpielowym niż Voldek jako tato Lily. |
Mam pytanie. Czy szanowny Rozjemca widział słowo 'parodia'? Nie żebym się oceny czepiała, bo każdy ma przecież swoje gusta i guściki... chodzi mi jedynie o te dwa zdania...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Autor |
Wiadomość |
agata [konto usunięte]
Gość
|
Wysłany: Czw 20:31, 12 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Isilianos, możesz też niektórych na moim i Christel pojedynku popoprawiać, bo zachowują sie, jakby w ogóle poezji w życiu nie czytali;> ;D
O tak, popieram, niektórzy rzeczywiście tak się zachowują.
Moderator Wredny (i wciąż chory)
|
|
|
|
Autor |
Wiadomość |
Yumminae Rais
Moderator Wspomnień
Dołączył: 06 Sty 2009
Posty: 1079
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: miasto smoka Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 20:52, 12 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Cóż, chyba nie jestem odpowiednią osobą do poezji. Monoke jest w tym lepsza, ja się na nich zwyczajnie nie znam :)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Autor |
Wiadomość |
agata [konto usunięte]
Gość
|
Wysłany: Czw 20:56, 12 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Monoke? ahm...
|
|
|
|
Autor |
Wiadomość |
Satu Tähti
Demoniczny Moderator
Dołączył: 04 Sty 2009
Posty: 1332
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z Miasta Gwiazd Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 22:37, 12 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
co ja..?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Autor |
Wiadomość |
Nadia
Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 1266
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 22:41, 12 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Agata właśnie się dowiedziała, że się znasz na wierszach ^^.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Autor |
Wiadomość |
Satu Tähti
Demoniczny Moderator
Dołączył: 04 Sty 2009
Posty: 1332
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z Miasta Gwiazd Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 22:42, 12 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Nie znam się ;d
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Autor |
Wiadomość |
Nadia
Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 1266
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 22:43, 12 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
To w takim razie dobrze udajesz, że się znasz, bo ja odnoszę takie wrażenie xD.
Koniec rozmów, Drogie Panie, nie przysparzajcie trudności Rieen. Osobiście 'ahm...' wygląda raczej jak poddanie wątpliwości tego, coby się na wierszach znała.
Ja powiem tylko tak: znać to może się i zna, ale w jakim sensie? Znać się na wierszach to umieć je zinterpretować odpowiednio, znać jego system wersyfikacyjny, umieć rozróżniać rymy, itp., itd.
Moderator Wredny
Ależ właśnie o to chodziło ^^. Monoke sprawia wrażenie znającej się na tym ^^.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Nadia dnia Pią 15:59, 13 Mar 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
Autor |
Wiadomość |
agata [konto usunięte]
Gość
|
Wysłany: Pią 13:56, 13 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Nie, nic z tych rzeczy, to "ahm" było dlatego, ze Monoke surowo zjechała nasz pojedynek o zemście, a skoro sie zna, to pewnie ma rację i dlatego po takiej konkluzji stęknęłam "ahm";)
tyle mam tylko do sprostowania:)
PS. jeśli niezrozumiałe było to moje wytłumaczenie, to mogę jeszcze raz spróbować^^
Ostatnio zmieniony przez agata [konto usunięte] dnia Pią 18:33, 13 Mar 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
Autor |
Wiadomość |
Michalina
Dołączył: 06 Sty 2009
Posty: 1408
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 15:56, 13 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Bedzie szybko.
Pomysł
A. 2
B. 3
Styl:
A. 2
B. 3
Realizacja tematu:
A. 0,25
B. 0,75
Ogólne wrażenie:
A. 1
B. 4
Razem:
A. 5,25
B. 9,75
Po pierwsze, tekst A w ogóle nijak nie przypominał mi parodii. Bardziej opowiadanie pisane przez kogoś, kto po raz pierwszy styka się z pisaniem. Raziły błędy, oj strasznie, raziły. Podczas czytania, ani razu się nie uśmiechnęłam, a chyba nie taki jest zamiar parodii? Poza tym oryginalnie też raczej nie było, pomijając pomysł na 'wywiad z rocznikiem '60'
Tekst B zdecydowanie bardziej przypominał parodię. Być może był dosć schematyczny, ale nie raz wywołał uśmiech na mojej twarzy. Szczególnie spodobał mi się ostatni dialog.
Hah, mam nadzieję, że nie było mimo wszystko subiektywnie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Autor |
Wiadomość |
~res
Dołączył: 07 Sty 2009
Posty: 927
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 0:09, 14 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
- Pomysł (do dyspozycji 5 talentów dla obydwu stron)
- Styl (do dyspozycji 5 talentów dla obydwu stron)
- Realizacja tematu (do dyspozycji 1 talent dla obydwu stron)
- Ogólne wrażenie (do dyspozycji 4 talenty dla obydwu stron)
A
pomysł - 2,5
Tu stringi, tam stringi, tu geje, tam geje, tu Lily, tam Lily. Czyli po staremu.
styl - 2
Niezbyt luźne dialogi, jakby na siłę. Dziekuję, ależ proszę, ojojoj, jak późno, Sądzę, że muszę juz isć, Jakoś mało naturalne(jak u mnie XD), choć styl ogólnie dobry.
realizacja tematu - 0,5
Zrealizowanao, a wiecie dlaczego nie czepiam sie takiej, czy większej parodiowości fabuły? Bo życie Lily i Jamesa, to jedna wielka parodia, więc nawet wymyślać wiele nie trzeba. Wszystko i tak juz było.
ogólne wrażenie - 1,5
Dobra, ale czytałam w życiu wiele wersji J&L i wierzcie mi, że bardzo wymuszenie to wyszło. Wiam, że autorka włożyła w to "siebie", ale nie mogę. No co tu dużo mówić. To miała być parodia ich życia. Czyli parodia parodii. A ciężko to zrobić, dlatego przyznają tylko tyle pkt.
SUMA : 6,5
B
pomysł - 2,5
Jak przy wypowiedzi do tekstu A
styl - 3
Przyznaję więcej punktów z racji dialowgów i wersji parodii. Styl tekstu B bardziej uwidaczniał pariodie, która to nie tylko jest fabułą, ale i stylem przedstawiana.
realizacja tematu - 0,5
Jak pod oceną do tekstu A.
ogólne wrażenie - 2,5
Parodia parodii dobra. Czytało mi się lekko, przyjemnie. Mam oczywiście wrażenie, że czytałam cos takiego, ale trudno byłoby sie dziwić, gdybym takiego odczucia nie miała. W Internecie jest tyle wersji LJopów, że zlewają się w całość. I tyle. Choć mogłoby być lepiej - czego ja nie umiem dokonać, a są tacy, bo czytywałam swego czasu ich parodyje - jest dobrze.
SUMA : 8,5
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group | | UNTOLD Style by ArthurStyle
|
|
|
|
|
|