|
|
|
|
Autor |
Wiadomość |
Yumminae Rais
Moderator Wspomnień
Dołączył: 06 Sty 2009
Posty: 1079
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: miasto smoka Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 15:07, 20 Sie 2009 Temat postu: Dzień z życia lekarza - Bulbulcia vs nawia |
|
|
Bulbulcia vs nawia
forma - proza
tematyka - "Dzień z życia lekarza"
długość - maksimum 2,5 strony A4
termin - 20 sierpnia 2009
wymogi specjalne - tekst nie może być opowiadaniem fan fiction; musi posiadać tytuł
Gwoli przypomnienia:
- Pomysł (do dyspozycji 5 talentów dla obydwu stron)
- Styl (do dyspozycji 5 talentów dla obydwu stron)
- Realizacja tematu (do dyspozycji 1 talent dla obydwu stron)
- Ogólne wrażenie (do dyspozycji 4 talenty dla obydwu stron)
W sumie 15
Tekst A
Lekarz złamanych dusz
Czy pamiętasz?
Dzień, w którym życie stanęło w miejscu, zmarszczyło czoło, wykonało obrót o sto osiemdziesiąt stopni i zerwało się do galopu?
Dzień, który był najgorszym a zarazem najpiękniejszym dniem, jaki przeżyłeś?
Dzień, dzięki któremu siedzisz dziś tutaj, przede mną, a nie na dnie czarnej dziury?
Mówisz, że był wspaniałym człowiekiem. Dla mnie to spore niedomówienie, bo tak, jak nienawidziłam go przez pierwsze dziesięć lat naszej znajomości, tak później pokochałam i kochałam z każdym dniem mocniej, i kochać go będę nadal.
*
Wstał. Słyszałam jego szybkie kroki, kiedy wchodził do łazienki. Umył dokładnie zęby, okrężnymi ruchami, bo jest pedantem. Ale ja wiem, że to wszystko robi mi na złość, żeby się zemścić. Zazwyczaj jeszcze golił się przez pięć minut, jednak od naszej ostatniej Wielkiej Kłótni, kiedy zarzuciłam mu nadmierne dbanie o porządek, sterylność i brak jakichkolwiek objawów człowieczeństwa, postanowił, że nie będzie się golił. Widzę, ile wysiłku i przykrości go to kosztuje, i daje mi to niezmierną satysfakcję. Każde spojrzenie na jego nie zadbaną szczękę powoduje niewypowiedzianą radość, oglądanie tego, jak z niesmakiem gładzi podbródek, daje ogromny zastrzyk dopaminy. Przeszedł do kuchni i zrobił sobie śniadanie. Posiłki jadamy osobno, aby uniknąć wzajemnego otrucia. Już ja wiem, czego dosypywał mi do jedzenia, kiedy byłam młodsza i głupsza! Przez jakiś czas chciałam mu się odwdzięczyć pięknym za nadobne, jednak doszłam do wniosku, że nie będę się zniżała do jego poziomu.
Uchylił delikatnie drzwi do mojego pokoju i szepnął:
- Miłego dnia- spojrzałam na niego drwiąco i odwróciłam się na drugi bok.
*
Jechaliśmy autostradą, on- stateczny mężczyzna z okularami i trzydniowym zarostem, ja- szalona smarkula w glanach i z podziurawionymi żelastwem uszami. Karmazynowymi paznokciami stukałam o schowek dla kierowcy. Słońce świeciło, ptaki śpiewały… Nie dawało to jednak żadnemu z nas radości- złowroga cisza panująca między naszą dwójką była wręcz namacalna. Nikt, jak my, nie potrafił sobie grać na nerwach. O tak, byliśmy istnymi wirtuozami! Przynajmniej tak to wtedy odbierałam…
Skręcił w boczną drogę, w las. Chciałam, żeby zrobił cokolwiek- wrzasnął, przytulił mnie, uderzył, strzelił sobie lub mi w głowę, cokolwiek! Wszystko byłoby lepsze od tego milczenia. Po kilku minutach zatrzymał się i bez słowa wysiadł z samochodu. Chciałam wrzasnąć, żeby się do mnie odezwał. Chciałam wyskoczyć z auta i uciec w las, już nigdy nie wracając. Chciałam sprowokować jakąkolwiek reakcję z jego strony. Zamiast tego, potulnie czekałam na przednim siedzeniu na kogoś, kto wziąłby mnie za rękę i powiedział, że wszystko będzie dobrze, że to, co wydarzyło się w ostatnich dniach, było tylko złym snem.
Uniósł klapę bagażnika, wyjął coś i ją zatrzasnął. Z przejęciem miętosiłam swój szkolno-ucieczkowy plecak. Henryk podszedł do drzwi pasażera i otworzył je na oścież z miną zawodowego pokerzysty. Wysiadłam, choć ten niemy spektakl wcale mi się nie podobał. On wręczył mi łopatę i małą paczuszkę, po czym ruszył w las, a ja za nim.
Mam głuchy szum w uszach, doskonale słyszę swój własny puls, głowa ociężała mi z przejęcia. Co to będzie? W takich momentach człowiek robi szybki rachunek sumienia, bo nie wie, czego może się spodziewać. Na domiar złego nie wie nawet, czego nie może się spodziewać. Życie wydaje się być takie kruche, a ja nie zrobiłam nic sensownego za te kilkanaście lat. Z każdym krokiem w głąb lasu dotychczasowa ja topiła się, znikała, rozpływała… Żałowałam, jak ja bardzo żałowałam! Wtedy liczyła się już tylko przyszłość, chciałam zapomnieć o tym, co było, bo żałowałam. A On o tym świetnie wiedział.
Doszliśmy do niewielkiej polany (ależ ja ją znam! To tutaj bawiłyśmy się co niedzielę, to tutaj po raz pierwszy wsiadłam na konia, to tutaj znajdował się nasz ulubiony pniak, przez który uczyłyśmy się skakać, to tutaj zginęła zostawiając mnie z człowiekiem, którego tak nienawidziłam!), On stanął na jej środku, a ja byłam cały czas obok niego, jak zagubione cielę bez matki… Tak, z perspektywy czasu widzę, że właśnie takim cielakiem byłam.
Uklękłam i zaczęłam kopać, a odrzucając każdą kolejną porcję ziemi, odrzucałam całą moją wewnętrzną gorycz, odrzucałam dotychczasowe postępki i odzywki, odrzucałam je w najdalsze zakątki umysłu, aby nawiedzały mnie zawsze wtedy, kiedy przestanę myśleć. Czułam się niczym aktor pantomimy, artysta najwyższych lotów, bo oto budowałam zupełnie nową, lepszą postać, tworząc od podstaw jej charakterystykę. Byłam jak legendarny feniks, który odradza się ze swoich własnych popiołów jako maleńkie pisklę, chociaż jeszcze niedawno kości bolały go przy każdym ruchu. Otworzyłam plecak i odwróciwszy go dnem do góry, wysypałam cały swój bród. Henryk rozwinął paczuszkę i zobaczyłam w niej mały cud, bezbronny, jak ja. Wsadziłam go do dołka i przysypałam ziemią. Dąb, który zasadziłam, miał być pod moją opieką. Miałam go doglądać, aby był zdrowy i silny, tak, jak od tej pory zdrowa i silna miałam być ja.
*
Henryk nie wypowiedział tamtego popołudnia ani jednego słowa, chociaż wiem, że bardzo go kusiło. Nigdy mu za to nie powiedziałam „dziękuję”, lecz dziękowałam mu każdym, szczególnie najdrobniejszym gestem. Mogę się jedynie domyślać, jak ciężkie miał serce, kiedy przez całe lata chodził do moich szkół i wysłuchiwał, jak młoda i uzdolniona dziewczyna szaleje, jakie okropności robi i wygaduje. Mogę się jedynie domyślać bólu, jaki towarzyszył pękającemu sercu, kiedy dowiedział się, że kobieta, którą kochał, nie żyje. Mogę się jedynie domyślać, jak wielki był jego żal, kiedy całe lata żyliśmy obwiniając się wzajemnie i oskarżając, choć on nigdy nie dał mi swoich pretensji odczuć, w szczególności tamtego dnia. I wreszcie, mogę się jedynie domyślać, jak bardzo język go wtedy palił, aby wykrzyczeć mi prosto w twarz co myśli o mnie, o moim postępowaniu i o skutkach moich czynów. Nie powiedział nic, chociaż zginął przeze mnie człowiek, i chociaż stało się to przez przypadek- o ile takie przedawkowanie może być przypadkiem. Tak, był wspaniałym ojczymem i nauczycielem, a dziś śmiało mogę go nazwać lekarzem złamanych dusz, bo chociaż działał instynktownie, to nie tylko mnie uleczył i na powrót poskładał.
Tekst B
Towarzyszka
Obudził mnie trzask wschodzącego słońca. Oczy otworzyły się już same.
Już nawet nie próbowałem kurczowo przytrzymywać snu za kostki, pragnąłem jedynie przypomnieć sobie gdzie się znajduję. Na nos kapnęła mi kropla rosy. No tak – namiot, szpital polowy nad rzeką o zbyt trudnej nazwie do wymówienia – jak mogłem zapomnieć.
O, już wstałeś.
Znowu Ona. Ostatnio zbyt często mnie odwiedza – włazi nieproszona do mych myśli. Nikt poza mną jej nie widzi, a przecież jest ona wszędzie. Patrzą na nią, a nie widzą. A może zwyczajnie widzieć nie chcą?
Przeciągnąłem się, ani myśląc odpowiadać na takie głupie pytanie.
Jak myślisz, czy to będzie udany dzień? - zapytałem. Uśmiechnęła się. Być może moje pytanie było dla Niej równie głupie.
Wstaje się rano, nie wiedząc, co nas czeka. Ale trzeba się przygotować – poranna toaleta, czasem śniadanie, może parę słów otuchy przed lustrem – bo później już tylko płyniesz wraz z prądem zdarzeń, z prądem obowiązków.
Moim obowiązkiem było kłamstwo. To główne i najtrudniejsze zadanie dnia. Kłamać, by dodać otuchy, by nie odbierać nadziei w ostatnich chwilach życia. Ta cała oprawa, której uczyłem się przez długie lata to tylko dodatek. Krojenia ludzi każdy mógłby się nauczyć – dobrego kłamstwa już nie.
Robota czeka.
- Panie doktorze, wyjdę z tego?
- Pewnie, to tylko zadrapanie, za tydzień będziesz już skakał jak jelonek. Siostro, piła!
Następny.
- Będę żył?
- Przeżyjesz pan jeszcze swoje dzieci.
- Naprawdę? Ale ja nie mam jeszcze dzieci.
- W takim razie z pewnością się ich doczekasz! Siostro, na co czekasz, ten biedak zaraz się wykrwawi! Trzeba będzie ciąć jądra.
I następny.
- Co mi jest?
- Chyba nic.
- W takim razie dlaczego tutaj leżę?
- Zasłabł pan. Znieczulenie alkoholowe długo trwać nie będzie, siostro, tniemy!
Ciekawym zjawiskiem wśród moich pacjentów są opowieści z frontu. Tak, jakby to nas obchodziło. My mieliśmy inną wojnę. Pięćset trupów w tą czy we w tą – już nie robią różnicy. Ratujesz komuś życie, nie ratujesz, ratujesz, dobijasz – jest się takim zaaferowanym, że już przy dziesiątym tracisz rachubę.
Nawet jeśli wynik bitwy bardzo by mnie interesował, nie sposób wyczytać prawdy z tylu różnych umysłów. Nie, to nie to, że kłamią. Oni mówią prawdę; każdy swoją, każdy inną.
- Pani doktorze, wygrywamy! Niedługo odepchniemy zachodnie siły wroga i przebijemy się przez środek, jak Boga kocham, to tylko kwestia czasu!
Chwilę później:
- Totalna zagłada! Chyba pan nie skończy pracy do kolejnego świtu... Kto wie, czy nie dotrą i tutaj.
I to jeszcze jedna zauważalna cecha moich pacjentów, moich żywych trupów, których hurtowo przynoszą do tego obryzganego krwią namiotu, co jest przedsięwzięciem na granicy opłacalności. Martwią się o mnie. A może tylko uważają, że ja martwię się tylko o siebie? Trudno zgadnąć, co nimi kieruje. Może myśli, że jeśli okaże mi współczucie, to ja obetnę mu lepiej nogę?
Nie męcz się, bratku, ten i tak zdechnie.
I jeszcze do tego wszystkiego Ona. Tak pocieszająca i napełniająca nadzieją, że aż srać się chce.
A może powiesz mi, którego mam szansę uratować; kto przeżyje?
Nikt. Wszyscy zdechną.
I rozmawiaj tu z taką. Kiedyś uważałem ją za swoją wróżkę. Przychodziła zawsze, gdy miałem pod nożem jakiegoś zboczeńca. Albo złodzieja. Albo oszusta. Nie mogłem odmówić pomocy – mogłem jedynie się czasem pomylić... I Ona wtedy mi pomagała. Wtedy umiała dodać otuchy.
A teraz? Kogo przede mną nie położą - „zdechnie, nie marnuj na niego czasu”.
Czasem się zastanawiam, czy to z powodu moich umiejętności. A raczej nieumiejętności. Ale jeśli ja jestem taki niekompetentny, to kto jest? Byłem najlepszy w najlepszym kolegium medycznym w kraju. Późniejsze praktyki również przyniosły mi sławę. Mogłem teraz żyć na dworze królewskim, leczyć piękne dwórki – dogłębnie; mieć życie dostatnie, honory, szacunek... Mogłem. A jednak jestem tutaj, gdzie, zdawałoby się, bardziej mnie potrzebują i dochodzę do wniosku, że jestem całkowicie bezsilny. Ja – niegdysiejszy pan Życia, nie mam na nie żadnego wpływu! Czyż to nie okrutne?
To był najgorszy dzień mojego życia. Gdy dowiedziałem się, iż mimo tak wielkiej wiedzy nie wiem zupełnie nic. Jestem nikim, więc nic nie powinno mi się należeć. Dlatego zrezygnowałem z dostatku, zrezygnowałem z raju i przyjechałem tutaj, w sam środek piekła.
Tutaj życie nie miało znaczenia; tu człowiek nie miał znaczenia. Były tylko dwie opcje – przeżyje się i żyć się będzie, albo się zdechnie.
A obok zawsze Ona.
Pierwsze z Nią spotkanie, które pamiętam, było za czasów mojego dzieciństwa. Stała obok, gdy mój ojciec konał pod śniętym drzewem. Nawet wtedy miałem wrażenie, że już wcześniej gdzieś Ją widziałem; jednak pamięć mnie zawodziła, nie potrafiłem przypomnieć sobie okoliczności spotkania. Była przy mnie w najbardziej drastycznych momentach mojego życia – gdy po kolei umierali wszyscy moi bliscy. Jak najbliższa przyjaciółka.
Pamiętam ten dzień, kiedy lekarz opuścił bezradnie ręce nad łóżkiem mojej siostry. Obwiniałem go za wszystko i w tamtym momencie postanowiłem zostać lekarzem. Ja będę lepszy! Ja do tego bym nie dopuścił!
Teraz wiem, że to nie była jego wina. On był tylko bezsilny, tak samo jak i ja jestem.
Jeden pacjent przeżył.
Kolejny się wykrwawił.
Następnego zmarł w „poczekalni”.
Słońce chyli się ku horyzontowi, dzień niedługo się skończy. Ale czy bitwa ustaje? Tak, chyba jest ciszej. Dużo ciszej. Czy aby nie za cicho?
Asystentka ociera mi pot z czoła, dziękuję jej.
Zakręciło się w głowie.
- Pan doktor może odpocznie, już i tak wiele się nie zrobi.
- Nie, nie, nie trzeba...
Upadłoby się, gdyby nie silna, choć zmęczona ręka ratownika przynoszącego kolejne nosze.
- Pan doktor już nie ma siły, musi się położyć. Zaniesiemy resztę rannych do namiotu obok.
Cóż robić – mieli racje. Doprowadzili mnie do mojego osobistego namiotu, dali nieco ciepłej strawy, położyli. Kto by pomyślał – lekarz też potrzebuje pomocy.
Zasnęłoby się, gdyby nie Ona.
Czego ode mnie chcesz? Po co mnie dręczysz? Przecież widzisz, że ledwo żyję.
A widzę, widzę, dlatego jestem.
Uśmiechnęła się dziwnie. Nie chcę się nawet domyślać, co oznacza ten Jej uśmiech.
Słychać przytłumione głosy przed namiotem.
- Idą tu! Idą!
Nieważne. Nic jest nieważne, tylko sen, chwila odpoczynku.
Zawsze przy tobie byłam, gdy mnie potrzebowałeś.
Zawsze przy mnie byłaś, gdy zdarzało się coś, czego nie chciałem. Przynosisz mi pecha.
Wcale nie chciałam, żebyś mnie widział. Wolę być cicha, niewidoczna dla ludzi.
Czyżby zaczynała jakieś głębsze przemówienie? To do niej nie podobne.
Ale może dzięki temu teraz będzie ci łatwiej.
Łatwiej?
Nie do końca rozumiałem.
Tak, łatwiej. Bo wiesz, nie przez przypadek przy tobie byłam w tych momentach. To ja byłam ich powodem.
Chwila ciszy, konsternacja.
Jak masz na imię, maro?! Nigdy się nie przedstawiłaś!
Śmierć, mówią na mnie Śmierć. To ja zabrałam ci matką i ojca, a później wszystkich ci bliższych.
To wszystko przez ciebie?! Gdzie ich zabrałaś?
Na drugą stronę.
Weź tam i mnie! Już nie mam tutaj nikogo. Tylko ty mi zastałaś. Ty mnie zdradziłaś.
Po to tutaj dziś jestem. Nie zdradziłam cię. Robię tylko to, co słuszne.
Zląkłem się.
Jak? W jaki sposób? Ile jeszcze mi zostało?
Obce wojska, za chwilę tu wtargną. Nie bój się, będę przy tobie, jak zawsze.
Już...?
Zamknij oczy, nie będzie bolało.
Gwar przed namiotem zwiększył się, ale to nieważne. Już nic nie jest ważne...
Pozwolę ci spokojnie odejść. Dołączysz do nich, do tych wszystkich, których kochałeś. Zamknij oczy, tak będzie lepiej.
To uczucie... Takie dziwne. Gdzieś w środku...
Jeszcze chwilka. Zamknij oczy. Teraz zaśniesz...
Zasnąłem.
I obudzisz się daleko stąd...
Słońce cicho schowało się za horyzontem.
Do trzeciego dnia dziewiątego miesiąca.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Autor |
Wiadomość |
Nymphe
Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 27
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 16:50, 24 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
- Pomysł
Oba pomysły bardzo mi się podobały. Z jednej strony "lekarz", który uleczył duszę dziewczynki, z drugiej specjalista po szkole medycznej, widzący śmierć i ratujący żołnierzyny...
Po dłuższym zastanowieniu jestem skłonna przydzielić punkty następująco:
A - 3
B - 2
Dlaczego? Ponieważ widząc hasło "dzień z życia lekarza" nie spodziewałam się leczenia czyjejś duszy...
- Styl
Jak dla mnie, w tym "dziale" poziom wyrównany. Podobały mi się w tekście B elementy humorystyczne...
A - 2,5
B - 2,5
- Realizacja tematu
W tekście B opisany jest dzień lekarza, w tekście A mam wątpliwości co do "jednego dnia"...
A - 0,25
B - 0,75
- Ogólne wrażenie
Jak pisałam, oba teksty bardzo mi się spodobały...
A - 2
B - 2
PODSUMOWANIE:
A - 7,75
B - 7,25
Uważam, że oba teksty są na "wysokim poziomie".
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Autor |
Wiadomość |
Yumminae Rais
Moderator Wspomnień
Dołączył: 06 Sty 2009
Posty: 1079
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: miasto smoka Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 19:09, 03 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
Niniejszym oznajmiam, że z powodu przerzedzonych zastępów Rozjemców przedłużam głosowanie o cały siedmiodzień. Do dziesiątego dnia miesiąca dziewiątego.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Autor |
Wiadomość |
Dajen
Dołączył: 04 Kwi 2009
Posty: 552
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Biłgoraj Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 19:22, 03 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona. Oba teksty są dobre i mają silny przekaz. No to jedziemy!
Pomysł:
A. 1
B. 4
Odbiór pierwszego tekstu zniszczył mi tytuł. Po przez słowa 'Lekarz dusz', sprawiłaś, że tekst stał się mocno przewidywalny. A owy lekarz w znaczeniu innym niż medyczne, nie jest takim znowu fantastycznym pomysłem.
Liczyłam na to, że nie przeczytam o cudownym uzdrowieniu, któregoś z pacjentów, bo szczerze mam dość tej pięknej doskonałości.
W tekście B urzekły mnie kłamstwa, zmęczenie i bezradność bohatera. Medycyna ukazana od tej gorszej strony i dzień przemyślany do początku do końca.
Tyle.
Styl:
A. 2,7
B. 2,3
Oba teksty są napisane na wysokim poziomie. Jednak A wydał mi się delikatnie bardziej płynny, ale jakiejś ogromnej różnicy w poprawności obu tekstów nie ma.
Realizacja:
A. 0,5
B. 0,5
Ogólne wrażenie:
A. 1
B. 3
Po prostu B bardziej przypadł mi do gustu. Autorka nie szukała daleko jakiegoś pomysłu, którym mogłaby błysnąć, ale spojrzała na zawód z zupełnie innej perspektywy.
Bo chirurg to nie tylko kasa i fantastyczne wakacje, nie?
Pierwszy tekst też łączył się z tragedią, ale... Najpierw dziecko nienawidzi swojego ojczyma. Potem pragnie by z nią rozmawiał (zawsze wydawało mi się, że jak kogoś NIENAWIDZIMY to nie zabiegamy o kontakty z daną osobą). Na końcu posłusznie idzie z nim na polanę (tu zabrakło smutku i uczuć bohaterki, są przytoczone jedynie wspomnienia) i kopie dół. Wyleczył jej duszę bo dał jej łopatę? Sama mogła tam pójść i spalić swój dobytek, który jej wadził. Nie przekonałaś mnie.
I jeszcze mała wskazówka do B. Mim zdaniem byłby o niebo lepiej gdybyś w tekście opuściła słowo śmierć/gdybyś jej imiennie nie przedstawiła. Bardzo dobrze to stworzyłaś i jest t doskonale czytelne. Bez tego jednego słowa tekst by zyskał.
Suma:
A. 5,2
B. 9,8
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Dajen dnia Pią 15:33, 04 Wrz 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Autor |
Wiadomość |
Ivet
Dołączył: 05 Sty 2009
Posty: 717
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 19:23, 03 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
To ja się skuszę.
Pomysł
A: 2,5
B: 2,5
Straasznie trudno ocenić, bo oba pomysły są ciekawe i całkowicie odmienne. Nie pozostaje mi więc nic innego, jak dać po równo.
Styl
A: 3
B: 2
Byłam zauroczona stylem w tekście A i chociaż tutaj znowu jest dylemat "Który tekst lepszy?", bo B także był dobry, to mój subiektywizm jednak jest stanowczy. Z korzyścią dla A.
Realizacja tematu
A: 0,5
B: 0,5
Ogólne wrażenie
A: 2
B: 2
Nie mogę inaczej, no... To byłoby nie fair!
Razem:
A: 8
B: 7
Gratuluje autorkom bardzo dobrych tekstów :)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Autor |
Wiadomość |
Yumminae Rais
Moderator Wspomnień
Dołączył: 06 Sty 2009
Posty: 1079
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: miasto smoka Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 1:01, 12 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
Tekst A - 20,95
Tekst B - 24,05
Niniejszym oświadczam, iż wygrała nawia!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group | | UNTOLD Style by ArthurStyle
|
|
|
|
|
|