|
|
|
|
Autor |
Wiadomość |
Satu Tähti
Demoniczny Moderator
Dołączył: 04 Sty 2009
Posty: 1332
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z Miasta Gwiazd Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 21:22, 11 Sty 2009 Temat postu: Nieuleczalne choroby |
|
|
Mamy przyjaciół, rodzinę, znajomych. Wszystko jest normalnie dopóki nie pojawi się w naszym otoczeniu jakaś choroba. Wiadomo, że różne bywa, jakiś wirus może dosięgnąć i nas. Rak, AIDS... Co robić, gdy dowiemy się o tym? Najczęściej całkowicie zmienia się nasz stosunek do danej osoby, od strachu i odrzucenia po paniczną troskę i litość. To do niczego nie prowadzi.
Opowiem wam w skrócie pewną historię, która mi się przydarzyła.
Moja ciocia pracuje w szpitalu we Wrocławiu jako pielęgniarka. W tym samym budynku mieści się gabinet ortodontyczny, do którego jeździłam. któregoś razu po wizycie szukając cioci weszłam do sali nr. 14 na na jakimś oddziale. To była izolatka, na łóżku leżał czarnowłosy chłopak. Na oko miał jakieś 17, 18 lat i dużo się nie pomyliłam w ocenie. To był siedemnastolatek. Gdy chciałam chyłkiem wyjść stamtąd poprosił mnie bym została. Powiedział mi wtedy, ze ma guza mózgu, dość dużego, po chwili widząc moją minę dodał, że jak mam się nad nim litować, to niech lepiej spierdalam 9wybaczcie, ale musiałam ;)) Chłopak miał na imię Etienne i pochodził z Francji. nasza znajomość trwała 3 tygodnie i z każdymi odwiedzinami u niego przekonywałam się, że on mimo choroby, chce żyć normalnie i chce być tak traktowanym. Pamiętam jak ostatniego dnia, którego go widziałam (3 dni przed jego osiemnastką) powiedział, ze więcej się nie spotkamy i pożegnał się ze mną. I tak tez się stało, umarł w swoje urodziny.
Etienne chciał być do końca traktowany jak normalny człowiek, zdrowy człowiek... Mówił, ze to mu pomaga, że nie czuje bólu, że zapomina o chorobie. Myślę, że na pewno wielu by to pomogło bardziej niż takie wieczne biadolenie nad nimi.
A jakie jest wasze zdanie?
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Satu Tähti dnia Nie 21:29, 11 Sty 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
|
|
Autor |
Wiadomość |
Ankeszu
Dołączył: 05 Sty 2009
Posty: 837
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Krakau Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 21:28, 11 Sty 2009 Temat postu: |
|
|
Na jaki temat?
Choroby są, istnieją. Wolałabym żyć tak jak żyję niż zmieniać to życie tylko dlatego, że jestem chora. A gdybym była, zapewne nie powiedziałabym nikomu, bo po co? By ich zadręczyć, by zmienić ich stosunek do mnie?
Kiedyś modliłam się o jakąś szybko uśmiercającą chorobę, którą nagle u mnie wykryją. Teraz się wstydzę za te myśli...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Autor |
Wiadomość |
Agfa
Dołączył: 05 Sty 2009
Posty: 554
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z południa ^^ Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 21:29, 11 Sty 2009 Temat postu: |
|
|
Popieram cię...
Naprawdę... Gdyby to mi zostało mało czasu.. Nie chciałabym żeby każdy się nade mną rozczulał... Gdybym była na tyle sprawna chciałabym chodzić normalnie do szkoły śmiać się żartować, jak co dzień... Nie chciałabym by każdy się nade mną cackał bo to nie jest prawdziwe życie, a chciałabym go zaznać przed śmiercią...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Autor |
Wiadomość |
SpinKa
Dołączył: 04 Sty 2009
Posty: 275
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 21:33, 11 Sty 2009 Temat postu: |
|
|
Oj tak co racja to racja. Gdy jesteśmy w stanie załamania chcemy by inni nas zauważyli, by zobaczyli nasze cierpienie. Jednocześnie nie zdajemy sobie sprawy jak wielkim lekceważeniem traktujemy w tej chwili osoby nieuleczalnie chore.
Ja takiej sytuacji nie miałam jak ty Mononoke, ale podziwiam cię. Jeśli byłaś w stanie do samego końca rozmawiać z nim normalnie 'zapominając' o tym co nadejdzie, to naprawdę wielkim szacunek ci się należy. Z pewnością zdążyłaś się z nim zaprzyjaźnić toteż tym bardziej musiało to być dla ciebie trudne... Zyskałaś w moich oczach ci powiem.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Autor |
Wiadomość |
Komatozona
Moderator RPG
Dołączył: 05 Sty 2009
Posty: 1299
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Liverpool Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 21:39, 11 Sty 2009 Temat postu: |
|
|
Moja matka jest chora na raka i lubi sie nad soba rozczulac, byc moze dlatego smiac mi sie chce, kiedy slysze o ludziach z przewlekla badz nieuleczalna choroba, wiem, ze to okropne, przepraszam. Jestem uprzedzona.
Cale szczescie, ze kontakt z nia ogranicza sie do rozmow telefonicznych i kartek na swieta i urodziny.
Edytowano: O nie, o nie, okropnie to zabrzmialo, prosze to wykreslic z protokolu, nie to mialam na mysli, ciii.
Nie bede sie wiecej wypowiadac w tym temacie.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Komatozona dnia Nie 22:41, 11 Sty 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
Autor |
Wiadomość |
Yumminae Rais
Moderator Wspomnień
Dołączył: 06 Sty 2009
Posty: 1079
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: miasto smoka Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 0:43, 12 Sty 2009 Temat postu: |
|
|
Nie będę przytaczać historii, bo myślę, że nie potrafiłabym oddać jej tak, jak trzeba, żebyście zrozumiały i skupiły na tym, co ważne, a jeśli nawet bym spróbowała, musiałabym stworzyć z tego opowiadanie.
W każdym razie konkluzja byłaby z tego dokładnie taka sama, jak z historii Monoke.
Dla osoby nieuleczalnie chorej nie ma nic bardziej bolesnego, jak litość w oczach ludzi i łzy na policzkach najbliższych. Świadomość, że się sprawia ból komuś, kogo kocha się tak bardzo, widok tej troski, słyszenie drżenia łamiącego się głosu... to są rzeczy najgorsze, rzeczy, które sprawiają, że ból staje się niemal nie do zniesienia. A do tego wszystkiego jest przecież jeszcze choroba. Bezsenne noce, kiedy człowiek zostaje z nią sam na sam. Chwile, w których czuje, jak ona toczy go od środka, jak wyniszcza ciało, jak niszczy wszystko. Ludzie wtedy zmieniają się nie do poznania.
Aż pewnego dnia, wchodzisz do pokoju, a na łóżku leży ktoś, kto jest tylko cieniem dawnego siebie, wiesz, kim jest, a jednocześnie nie poznajesz. Boisz się patrzeć, a jednocześnie boisz się nie patrzeć. Spoglądasz, zastanawiając się czy to nie jest już gapienie się. Wiesz, że każdy Twój ruch jest obserwowany i interpretowany. Gorzej, każdym tym ruchem sprawiasz ból i sobie, i tej osobie, bo choroba zerwała normalność łączącej więzi, wypaczyła ją z taką samą łatwością, jak zniszczyła ciało.
To jakoś tak samo wyszło.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Autor |
Wiadomość |
Psia Gwiazda
Moderator Wredny
Dołączył: 06 Sty 2009
Posty: 449
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Granica pomiędzy głupotą, a szaleństwem; ew. Warszawa Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 8:44, 12 Sty 2009 Temat postu: |
|
|
Popieram Cię, Isi.
Co ja powiem na ten temat. Hym, mój pradziadek zmarł na raka płuc. Mój przyjaciel umarł na białaczkę, dwa tygodnie przed swoimi siedemnastymi urodzinami. Na koniec powiem, że cholernie bliska mi osoba miała (?) raka z przerzutami, ale udało się (?). Jest trzydzieści procent możliwości nawrotu choroby. Nienienie!
Tak powiem.
"Lecz wszystko się nie liczy, kiedy ktoś, kto dla człowieka jest całym światem stoi w obliczu śmierci. Kiedy ludzie stawiają cię przed faktem, że ukochana osoba ma raka z przerzutami. Wiadomość uderza ci do mózgu, do krwi, do płuc. Wtedy zapiera ci dech w piersi, zaczynasz się dusić, a łzy same ci płyną spod powiek. Nie liczy się już rozmazany tusz do rzęs. I trzęsą ci się ręce i nogi, wyglądasz jakby dopadło cię jakieś paskudne choróbsko. Cierpisz. Każdy wdech powietrza to dla ciebie ogromny ból, rozlewający się po całym ciele. Każda twoja komórka krzyczy, a ty masz ochotę wrzeszczeć też. Lecz nie masz siły. Jak w amoku jedziesz do szpitala, do tej znienawidzonej, nieskazitelnej bieli, do tego charakterystycznego zapachu śmierci. Tępo patrzysz w okno i nie słuchasz, co do ciebie mówią inni, bo teraz to się nie liczy. Bo już nic się nie liczy.
W głowie krąży jedna myśl: póki jest, ja też będę.
Piosenka, która zawsze doprowadza cię do skrajnej histerii właśnie leci w radiu, szklą ci się oczy, po chwili wielka łza spływa po policzku, a za nią następna. Krople deszczu zaczynają bębnić o szyby, anioły płaczą razem z tobą. Wysiadasz z samochodu, na popękany asfalt, przechodzą cię dreszcze. Patrzysz na gmach budynku, do którego wcale nie chcesz wejść, do którego przecież miałeś nie wracać, bo wszystko się skończyło dawno temu. Obiecałeś sobie wtedy, wychodząc stamtąd z wyrazem obojętności na twarzy, że nie wrócisz tam już więcej, tam gdzie wszystko się zaczęło i skończyło. A tu życie zgotowało ci taki los. Wchodzisz przez drzwi, idziesz korytarzem, który tak dobrze znasz, którego tak nienawidzisz. Patrzysz na ludzi, na drzwi, na schody, a nieszczęśliwe wspomnienia wracają. Z trudem wydobywasz z siebie głos przy recepcji, kobieta siedząca za ladą patrzy na ciebie z litością i współczuciem, a ty masz ochotę wykrzyczeć jej prosto w twarz, że masz dość, żeby nie patrzyła tak na ciebie, a jeśli nie potrafi, to niech nie patrzy w ogóle. Z wielkim wysiłkiem powstrzymujesz się od tego, skinieniem głowy dziękujesz za informacje i odchodzisz. Idziesz na spotkanie z tą osobą, która zawsze dawała ci szczęście, która zawsze była przy tobie, którą kochasz nad życie. Idziesz, choć czujesz, że nie tak sobie wszystko wyobrażałeś, że to wszystko jakiś głupi żart, a przecież prima aprilis było dawno temu. Zaciskasz palce na klamce i szarpiesz się sam ze sobą: wejść, czy nie? Wszyscy widzą twoje rozdarte serce, przecież maluje ci się to na twarzy, cierpienia nie da się ukryć. Teraz wolałbyś być w każdym innym miejscu, tylko nie tu. Naciskasz klamkę i pchasz do przodu drzwi. Przymykasz oczy, bo wcale nie masz ochoty patrzeć, widzieć. Stoisz w progu, ze łzami w oczach, nie potrafisz ich powstrzymać. Leży pod ścianą, pod kołdrą, z głową przechyloną na bok i uśmiechem na twarzy, wcale nie wygląda tak, jakby śmierć czyhała za rogiem. Podchodzisz bliżej i siadasz obok, sprężyny nieprzyjemnie skrzypią pod ciężarem twojego ciała. Dotykasz opuszkami palców dłoni ukochanej osoby, potem odważasz się schwycić ją. Jest ciepła, ale ty nadal się nie uśmiechasz. Deszcz bębni w szyby, a po policzkach spływają wielkie łzy.
I postanowienie, że umrę razem z Nim."
To, co widzicie poniżej, napisałam w trudnym momencie mojego życia. Może uda Wam się po części mnie zrozumieć.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Psia Gwiazda dnia Pon 8:45, 12 Sty 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Autor |
Wiadomość |
RoSco
Dołączył: 29 Sty 2009
Posty: 160
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: daleeeeko Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 15:44, 30 Sty 2009 Temat postu: |
|
|
Ja straciłam ojca, na z tego co wiem, nieuleczalną chorobę. Do ostatnich dni z nim byłam, i do ostatnich dni był pełen entuzjazmu, też nie chciał abyśmy się rozczulali. Oglądałam z nim mecze, podkradałam mu piurre. I w wieku 6 lat, pobiegłam do mamy i babci, do kawiarni i powiedziałam, że tatuś umarł. Mama mi tłumaczyła wtedy, że ktoś zasypia na zawsze. A w szpitalu wytłumaczyła mi jak to się ma do EKG.
Przeżył z Parkinsonem 10 lat. Od wypadku, gdy to moja mama poroniła drugie dziecko, do moich prawie szóstych urodzin.
Został pochowany nie we Francji, jak moja nienarodzona siostra, ale tu w Barlinku, gdzie mieszkam, bo chciał się tu przeprowadzić na emeryturze.
Jak dziś, mi mama opowiada, że nie chciał zasnąć rano, tylko oglądnąć, ze mną mecz, bo to jakiś ważny był, to aż łzy mi się zebrały w oczach.
Był zły, gdy musiał zacząć jeździć na wózku i gdy zrobiono mu jakąś dziurę w szyji i wsadzono w rurkę. Dalej chciał robić to co kochał.
Strach przed śmiercią jest tak wielki, że wszyscy chcą dosłownie ostatnie miesiące, tygodnie, dni, godziny, minuty przeżyć jak najlepiej i zasnąć, nie myśląc, że już się nie obudzą.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Autor |
Wiadomość |
~res
Dołączył: 07 Sty 2009
Posty: 927
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 20:45, 30 Sty 2009 Temat postu: |
|
|
To co napiszę przedstawi mnie jako egoistkę, ale myslę, że każdy myslałby w takim momencie o szczęściu w nieszczęściu. I wiem, że to złe określenia, lae lepszego znaleźć nie mogę.
Mój dziade zmarł na nowotwór, gdy miałam rok, a dokładnie 13 miesięcy. Chdziłam już, śmiałam się i mówiła odrobinę - także dziadzia. Kiedy patrzę teraz na forografie widzę, jak był szczęśliwy, jak żył pełnią życia. Została mi po nim tylko jedna pamiątka. Drewniana babuszka, jedna z tych, które kolekcjonował. Od rodziców dowiedziałam się, że byłam jego najukochańsza wnusią. I dał mi ten prezent, choć bardzo niewielki dla mnie ogromny, który mi to udowodnił. Nikomy bowiem nie pozwalał nawet przestawiać swoich figurek. I myślę, że dobrze zrobił. Jego babuszki przepadły - oprócz jednej, ten która leży schowana w mojej skrzyneczce pełnej sentymentalnych skarbów.
Dlaczego wspomniałam we wstepie o swoim egoizmie i szczęściu w nieszczęściu. Proste. Nie chciałabym być w pełni świadoma jak wiele tracę. Trauma jakiej doznałabym z pewnością wpłynęła by na mnie w ogromny sposób. Dlatego ciesze się, że tego nie apmiętam. Chociaż nie, ja ciesze się, że moe musiałam boleśnie rozstawać się z tak bliską osobą.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Autor |
Wiadomość |
Jokerina-kun
Dołączył: 16 Sty 2009
Posty: 114
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Labirynth... Oraz Gotham. Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 0:55, 01 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
To było... Półtora roku temu. Przykucnięta na podłodze w empiku, przeglądałam książki dla nastolatek. Właśnie wstawałam, objuczona naręczem upatrzonych tytułów, kiedy nagle się z kimś zderzyłam. Chłopak, na oko w moim wieku, niebrzydki. Od razu przeprosił i pomógł mi pozbierać rozrzucone książki... Przy okazji, wdaliśmy się w dyskusję - o filmach, muzyce, literaturze. Tydzień później, znowu go spotkałam... Tym razem mi się przedstawił.
,,- Hej, jestem Mati. Przez trzy ,,t".
- Miło mi, jestem Ulka. Przez ,,Ó".
- Miło mi się z tobą gadało, więc... Może dałabyś się wyciągnąć na spacer?
- Jasne, czemu nie... Chodźmy".
I tak się zaczęło: najpierw spacery i rozmowy, potem zaprzyjaźniliśmy się jeszcze z trzema osobami: jego kuzynką Sophiel, moją sąsiadką Lidką i niejakim Inkim - nerwusem przesiadującym w parku. Podczas jednej z rozmów wyszło, że Mattti choruje na białaczkę.
Przez rok byliśmy przyjaciółmi - ja, Sophiel, Mattti, Lidka i Inki. Potem Mattti odszedł. Zostawił mi cenną radę: ,,Zawsze podążaj własną ścieżką, by potem wrócić na jej początek, uśmiechnąć się i powiedzieć: To była długa droga, czas się pożegnać".
Nasza paczka się rozpadła. Mattti nie żył, rodziny jego i Sophiel wróciły do Francji. Lidka mieszka w Łodzi, a Inky - w Egipcie.
Jeden rok. Przez jeden rok cztery osoby poznały mnie lepiej, niż inni przez pięć. Ten rok spędzony z chorym na białaczkę chłopakiem nauczył mnie dystansu do rzeczywistości i umiejętności cieszenia się życiem. Ale wiecie co? Ja za nim cholernie tęsknię... Minęło dopiero pół roku, może kiedyś mi to przejdzie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Autor |
Wiadomość |
Satu Tähti
Demoniczny Moderator
Dołączył: 04 Sty 2009
Posty: 1332
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z Miasta Gwiazd Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 10:05, 01 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
Ja po stracie Etienne'a nadal gdzieś w głębi serca nie mogę się pozbierać. Myślę, że dopóki będziemy ich pamiętać, będziemy też za nimi tęsknić.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Autor |
Wiadomość |
RoSco
Dołączył: 29 Sty 2009
Posty: 160
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: daleeeeko Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 11:17, 01 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
Normalne, że po stracie bliskiej osoby, tęskni się za nią.
Ja, każdego wieczoru jak zasypiam, mam takie...nie wiem czy to deja vu czy co...
Jak już zamknę oczy, to czuje, że mój tata całuje mnie w czoło.
Czy to już sen czy wizja. Nie wiem.
Ale ważne, ze o nich pamiętamy. ;)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Autor |
Wiadomość |
Jokerina-kun
Dołączył: 16 Sty 2009
Posty: 114
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Labirynth... Oraz Gotham. Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 15:22, 01 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
Nie wiem , czy ktoś, z kim spędziłam raptem rok, może mi być bliższy niż ktoś, kogo znam całe życie... Chyba tak. Poznał mnie lepiej, niż Kamila, z którą spędziłam dzieciństwo.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Autor |
Wiadomość |
Ankeszu
Dołączył: 05 Sty 2009
Posty: 837
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Krakau Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 19:17, 01 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
Moja babcia zmarła przez nowotwór. Niedługo minie rok.
...Memu bratu podejrzewają nowotwór... I to mnie boli... Nie wyobrażam sobie, nie chcę, oby to było to lżejsze, to, co potraficie leczyć...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Autor |
Wiadomość |
Minka
Dołączył: 18 Lut 2009
Posty: 287
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Zahajki Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 21:34, 20 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
a choroby psychiczne też się zaliczają do niewyleczalnych, prawda?...
moja matka choruje na psychozę maniakalno depresyjną. trudna sprawa. zmienia
nastawienie, psuje kontakty, niszczy więzy. i ja, dziecko, które powinno czuć
się przy rodzicielce dobrze i bezpieczne, boi się jej za każdym razem, gdy w
chorobie pojawi się przy niej. tak, w tej sytuacji mogę powiedzieć, że się jej
boję. nawroty dwa razy w roku, cztery lub pieć miesięcy wyciętych z życiorysu.
nawet nie mam gdzie uciec, więc siadam przed klawiaturą i tworzę.
Monoke, a ja mam chyba w kolejce Twojego bloga, bo już chyba coś o podobnej
treści czytałam : ) To znaczy... z tym chłopakiem, no. I mi się wydaje, że właśnie
Twoją stronę przeglądałam.
Jokerina-kun popłakałam się po przeczytaniu tego. Fakt, to bardzo ciężkie pożegnać ukochaną osobę...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Autor |
Wiadomość |
Scatty_Rikki
Dołączył: 07 Sty 2009
Posty: 262
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 21:57, 20 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
Moja babcia też zmarła na nowotwór, lecz to była bardzo szybka choroba (bo trwała trzy miesiące od wykrycia) a sam okres jej chorby był dość... dziwny?
Ale zapadła mi w głowie inna myśl. Coś po czym słowa Agfy i Anekszu o tym, że chciałybyście żyć normalnie i nikomu byście nic nie powiedziały jest co najmniej głupie. Oczywiście, że każdy chciałby życ normalnie ale to mają do siebie nowotrowy, że ,,ukrywanie'' choroby przez znajomymi, przyjaciółmi itd. jest nierealne i głupie. I tak każdy sie dowie, i zastanawiałby się jedynie co mowić, by prawda nie wyszła na jaw.
Kolega mojej siostry ciotecznej miał bodajże tętniaka mózgu (mowię najpewniej, bo do końca nazwy choroby pewna nie jestem). Czyli coś, czego wyleczyc nijak się nie da, żadną chemioterapią, niczym. Kompletnie niczym. Można chyba prszeprowadzić ryzykowną operację, którą nieliczni lekarze podejmują się i wszystkie odbywają się w stanach. Chłopak, uczeń liceum, musiał zrezygnować ze sportów, imprez, różnych wycieczek. Bo każdego dnia zasypia nie wiedząc czy rano się obudzi. Wiem, że jak słuchałam relacji ciotki o tym, co mowiła matka tego chłopaka to jakoś zostało mi to w pamięci. Dobra, już sama niewiem co gadam:)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Autor |
Wiadomość |
Lena
Dołączył: 03 Lut 2009
Posty: 388
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 10:20, 21 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
cóż, historia straszna; choroba tak młodego człowieka to prawdziwa tragedia... jednak, ja też chciałabym być traktowana DO SAMEGO KOŃCA jak normalna osoba a nie kaleka. kiedy miałam złamaną nogę (a to przecież drobnostka w porównaniu do guza mózgu), wszyscy moi bliscy obchodzili się ze mną jak z jajkiem i patrzyli na mnie takim drażniącym litością wzrokiem. nie żeby mi ta troska nie odpowiadała, jednak ta przesadzona litość była na serio wkurwiająca. mogłam normalnie rozmawiać, śmiać się, chodzić (już w gipsie), a nawet jeśli musiałam kilka tygodni siedzieć na wózku inwalidzkim, to umiałam go prowadzić.
na przykład, moja świętej pamięci prababka przeszła przed śmiercią wiele. zawały i tym podobne choroby czyhały na nią na każdym kroku, jednak ona się nie poddawała. zmarła w szpitalu, chyba podczas snu, nie wiem. nie pamiętam wiele z rozmowy z moją babcią, która opowiadała mi o śmierci swojej matki - byłam wtedy jakby w transie... do mojej prababci byłam przywiązana bardzo. jednak zapamiętałam ją jako człowieka rozumnego do ostatniej godziny. ona nie chciała być postrzegana jako kaleka. pamiętam, że kilka miesięcy przed śmiercią odwiedziłam ją wraz z moim tatą. rozmawialiśmy, ec. niedługo miał się żenić jej wnuk, kuzyn mojego ojca, mój dalszy wujek marek. prababcia bardzo chciała tego dożyć. w którymś momencie zażartowała, że na pewno niedługo umrze. ojciec kazał jej to wypluć, jednak się spełniło... pamiętam to niesamowicie dobrze. cały czas tęsknię. na pogrzebie było mnóstwo ludzi, prababka miała chyba ósemkę dzieci, a oni (dorośli już) zabrali swoje rodziny, więc co się dziwić. jeszcze wcześniej, zasłabłam nad jej ciałem w kostnicy.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Lena dnia Sob 10:24, 21 Lut 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group | | UNTOLD Style by ArthurStyle
|
|
|
|
|
|