Piórem Feniksa
forum stowarzyszenia młodych pisarzy
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja   ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 


Science-fiction - Robert vs Chiyo

 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Piórem Feniksa Strona Główna -> Spiżarnia karczemna
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat

Autor Wiadomość
Satu Tähti
Demoniczny Moderator



Dołączył: 04 Sty 2009
Posty: 1332
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Miasta Gwiazd
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 9:59, 01 Lut 2009    Temat postu: Science-fiction - Robert vs Chiyo

Tamdararam!
Przed państwem oręż dwóch zacnych rycerzy. Ja, Monoke, mam zaszczyt zaprosić was na jedyny i niepowtarzalny pojedynek! Dziś na arenie emocjonująca walka!


Robert vs Chiyo!

forma - proza
tematyka - "Osoby wyjęte spod prawa"
długość - do pięciu stron A4, Times New Roman 12
termin - 1 lutego 2009
wymogi specjalne - gatunek: science-fiction

Dla przypomnienia:

8. Rozjemcy mają obowiązek obszernie wypowiedzieć się na temat każdej z broni i przyznać według własnego uznania talenty (z puli wynoszącej 15), tłumacząc przy tym dosadnie każdą swoją decyzję, odczucia, dodając wskazówki i uwagi, na koniec zaś jeszcze podsumowując. Talenty przyznawane są w kategoriach:
- Pomysł (do dyspozycji 5 talentów dla obydwu stron)
- Styl (do dyspozycji 5 talentów dla obydwu stron)
- Realizacja tematu (do dyspozycji 1 talent dla obydwu stron)
- Ogólne wrażenie (do dyspozycji 4 talenty dla obydwu stron)
Talenty muszą zostać przyznane, niezależnie od tego, czy, zdaniem Rozjemcy, twórca broni zasłużył, czy też nie.



A oto i oręż!


TEKST A

Szedłem powoli długim korytarzem, starając się słyszeć jedynie stukanie o podłogę obcasów Hillary, jednak niestety nie udało im się zagłuszyć wszystkich strzępków rozmów, które do mnie docierały. „Ten Startrip? TEN Startrip? Syn starego Startripa? Ten bandzior? Kto go tu wpuścił?! Proszę zadzwonić po ochronę, panie Cox!”
Czemu nie denerwowało mnie, jak inni nazywali mnie bandziorem? Nie wiem. Może po prostu przywykłem do tego i nauczyłem się, że prawda czasem boli, ale jednak jest prawdą? Bo jestem, byłem i prawdopodobnie do końca życia będę bandytą, złodziejem, przemytnikiem i porywaczem. To był mój wybór. To był mój sposób na życie.
I nie tylko mój, zresztą. Czymże byłbym bez moich wiernych towarzyszy, bez mojej cudownej piątki? Byli ze mną od lat, razem ze mną zarabiali, cierpieli, zostawali ranni. Ratowali mi życie, a ja ratowałem życie im. Teraz wszyscy, poza Hillary, czekali na mnie na Skyrisie, zastanawiając się, jakie to nowe zlecenie mogę im przynieść. Jednego mogłem być pewny: zlecenia od SpaceHome’u nigdy nie były ciekawe ani ekscytujące. Ale za to były bardzo dobrze płatne.
Korytarz wreszcie zaczął dobiegać końca i po chwili stanęliśmy przed dużymi, zwieńczonymi łukiem drzwiami. Wcisnąłem przycisk i odczekałem chwilę, aż się otworzą. Kiedy wkroczyliśmy do środka, pierwszą rzeczą, jaka rzuciła mi się w oczy, było gigantyczne mahoniowe biurko i siedzący przy nim czerstwy staruszek z zaczesanymi na bok siwymi włosami i pstrokatym krawatem. Na piersi przyczepiony miał identyfikator: „Timothy Zachary Startrip”. Ojciec. Człowiek, któremu na złość zostałem przemytnikiem.
Wymieniliśmy grzeczne, choć obojętne do granic możliwości powitalne skinięcia głów i usiedliśmy w fotelach. Hillary założyła nogę na nogę, a jej krótka spódniczka eksponowała zdecydowanie zbyt wiele. Nawet mnie to nie zdziwiło – przywykłem.
- Panie Startrip, panno Comet. – Ojciec ostentacyjnie nie zwracał na mnie uwagi, nawet nie zerknął w moją stronę. To dziwne, zaskoczyłem nawet sam siebie, ale zrobiło mi się dziwnie przykro. Szybko pozbyłem się tego przeszkadzającego uczucia i przybrałem na twarz wyraz chłodnej obojętności. Nie wiem czy mi się udało, ale robiłem wszystko, co w mojej mocy. – Mamy dla załogi Skyrise’a kolejną misję. Jak zwykle, nie jesteśmy w stanie…
- Powierzyć jej naszym pracownikom, gdyż nie jest ona do końca zgodna z prawem – przerwałem, po czym wysyczałem, wyładowując złość gromadzoną przez lata: - Daruj sobie te balaniuki, bo wszyscy znamy tę gadkę na pamięć. Przejdź do rzeczy. Tato – dodałem cicho, wbijając wzrok w duże okno. Na zewnątrz był ciepły, słoneczny dzień, typowy dla tej części galaktyki. Prywatna planeta SpaceHome’u na dodatek miała własny system kontroli pogody, więc byli w stanie generować takie dni kiedy tylko chcieli. – Nie przylecieliśmy z Suzina tylko po to, żeby wysłuchać słów, które już słyszeliśmy wiele razy. Po prostu rzuć na stół dokumenty, podaj cenę i rozejdźmy się w spokoju. Jak zawsze.
Przez chwilę ojciec milczał, patrząc na mnie uważnie. Sprawiał wrażenie, jakby toczył trudną wewnętrzną batalię, jakby chciał i zarazem nie chciał mi czegoś powiedzieć. Od tylu lat ten człowiek był dla mnie całkowitą zagadką. Wysoko postawiony urzędnik w potężnej korporacji. Zimny, pozornie pozbawiony jakichkolwiek ludzkich odruchów. Przez lata zdradzał matkę z każdą sekretarką, która przewinęła się przez jego biurko. Biedna kobieta wytrzymywała to zbyt długo. W końcu postanowiła to skończyć i spakowała swoje rzeczy. Wyprowadziła się razem ze mną na drugi koniec galaktyki, na K 112. Miałem to, co zawsze chciałem mieć – życie na wsi, w wysokich górach. Tyle że bez ojca, bo ten nigdy się do nas nie odezwał.
Ojciec otrząsnął się z chwilowego zamyślenia, zapewne bardzo podobnego do tego, które sam przed chwilą przeżyłem i sięgnął do szuflady. Wyciągnął z niej granatową teczkę z wygrawerowanym platynowym logiem SpaceHome’u – sporą asteroidą, w którą uderza promień potężnego lasera. Przedstawiała najtańszy sposób wydobywania gwiezdnego pyłu. Położył ją na biurku i powiedział:
- Zgodnie z życzeniem, panie Startrip. Oto są wszelkie potrzebne dane. Proszę je przejrzeć i wypowiedzieć swoją opinię. Czekam na nią z prawdziwą niecierpliwością.
- Panie Timothy Zachary Startrip – powiedziałem, wstając z wygodnego fotela. Włożyłem wiele starania w to, by mój głos zabrzmiał jadowicie i kpiąco. Ojciec nigdy nie powiedział nikomu w korporacji, że jestem jego synem. Utrzymywał wciąż, że to tylko przypadkowa zbieżność nazwisk. Prawdopodobnie nikt mu w to nie wierzył, ale sam fakt pozostawał faktem. – Domyślam się, że zna pan odpowiedź. Jutro wyruszamy. Hillary, chodźmy. Nic tu po nas.

*

Vesta Kerr, kobieta odpowiadająca za nasze życie podczas lotów czy kosmicznych bitew – czyli innymi słowy pilot Skyrise’a – parsknęła na widok akt.
- Chcesz mi wmówić, że SpaceHome znalazł w przestrzeni UFO? – zapytała z niedowierzaniem. – Może jeszcze na pokładzie były zielone ludziki z wielkimi głowami i wielkimi czarnymi oczami? Jednak Einstein miał rację, że tylko Wszechświat i ludzka głupota są niezmierzone...
Westchnąłem z rezygnacją.
- Nie mam zamiaru ci niczego wmawiać – odpowiedziałem wreszcie, sadowiąc się w fotelu kapitana. Socjal Skyrise’a był wspaniały. Duży, dobrze oświetlony, z okrągłym stołem w centrum i wygodnymi krzesłami. Ściany pokryte były beżową tapetą, a na podłodze leżały staromodne panele. Pomieszczenie maksymalnie nie przypominało wnętrza statku kosmicznego. Taki był cel. – Wyobraź sobie, że ja też niezbyt w te rewelacje wierzę, ale płacą zbyt dużo, byśmy tego nie sprawdzili.
- Kay – wtrącił się James, pokładowy technik, mechanik, wynalazca i ogólnie genialna złota rączka. – Człowiek od prawie dwóch tysięcy lat eksploruje kosmos i jak do tej pory jedynymi przedstawicielami obcych cywilizacji, na jakie się napotkał są gigantyczne paprocie na Nuaha. O ile paprocie można nazwać cywilizacją, rzecz jasna.
- Naprawdę wierzysz, że w tym sektorze coś jest? – zapytała Hillary, polerując trzymany na kolanach karabin laserowy z lunetką snajperską. – Kosmos jest zwyczajny. Nie ma w nim ufoludków.
- A Silver Surfer? – zapytał Renon, wcinający gęstą owsianką. Przez chwilę miałem nadzieję, że zacznie się śmiać i doda, że był to po prostu nieudany dowcip. Niestety. Prawda była o wiele gorsza. Renon Reynolds był jak najbardziej poważny. I po prostu głupi jak but. A na dodatek zaczął niedawno oglądać beznadziejne kreskówki z dwudziestego wieku...
James pokręcił z niedowierzaniem głową.
- Czemu go tu trzymamy? Możecie mi przypomnieć, bo chyba znowu zapomniałem.
- Ze współczucia – odpowiedziałem, wzdychając. Podmiot naszej rozmowy wrócił spokojnie do jedzenia owsianki, jakby nie zauważając, że cała załoga gapi się na niego z politowaniem. – Sam na pewno gdzieś by się zabił. A tak przynajmniej mamy go na oku. Idę sprawdzić, co słychać u Yukiego. Jego supernowoczesne radary powinny już coś znaleźć.
- Nie sądzę – rzekła wciąż obrażona na cały świat Vesta, nie odrywając wzroku od akt SpaceHome’u. – Jak wczoraj je włączył, to zasilenie na całym statku przestało działać. Idiota, przegiął z tą elektroniką. Mimo wszystko, Skyrise to stary grat i nie powinien go tak przeciążać…
- Kerr, jakbyś kiedyś na coś nie narzekała, nie byłabyś sobą? – zapytał James, kładąc nogi na stole.
Vesta już zaczęła coś odpowiadać, ale nie miałem ochoty na słuchanie kolejnej sprzeczki w ich wykonaniu, bo wszystkie wyglądały tak samo – James zaczepiał Vestę, a Vesta obrzucała Jamesa i jego rodzicielkę epitetami najróżniejszego rodzaju. A Hillary i Renon mieli z tego niezły ubaw. Taak, kocham moją załogę i nie zamieniłbym jej na żadną inną.
Przeszedłem kawałek korytarzem aż znalazłem się przy szybie głównej windy. Przyłożyłem dłoń do skanera linii papilarnych, a z pojedynczego głośnika dobiegło moich uszu potwierdzenie weryfikacji. Winda zjechała i drzwi się otworzyły. Wcisnąłem przycisk trzeciego poziomu, gdzie znajdowały się pomieszczenia mieszkalne, całkiem spore apartamenty. Na pierwszym znajdowała się maszynownia i warsztat Jamesa, na drugim, gdzie właśnie byłem, sterownia, mostek, socjal i kilka innych pomieszczeń. Na czwartym zbrojownia i wieżyczki strzelnicze. Jak widać, osoba, która zaprojektowała ten statek musiała być nieźle szurnięta albo robiła to na sporym kacu.
Winda stanęła. Ominąłem drzwi podpisane nazwiskami wszystkich członków załogi i doszedłem wreszcie do ostatniego penthouse’u. Na jego drzwiach napisane było: „Yuki Ikono”. Wcisnąłem przycisk i odczekałem chwilę, po czym wkroczyłem do środka.
Cały apartament zagracony był tonami elektroniki, rozmaitych komputerów, zarówno stacjonarnych jak i laptopów, radarami, sonarami, trójwymiarowymi mapami galaktyk. A wszystko to było dodatkowo oplecione paroma kilometrami kabli i przewodów. Byłoby jak najbardziej w porządku, gdyby nie słabe oświetlenie. Yuki zużywał większość generowanej przez pokładową elektrownię energii przydzielanej na część mieszkalną, dlatego kiedyś James w zmowie z Hillary odciął mu światło i ogrzewanie. Samemu informatykowi w niczym to nie przeszkadzało. Przecież monitory były podświetlane...
Wreszcie nastąpiło nieuniknione, chwila, której nadejścia spodziewałem się już od prawie roku. Potknąłem się o kabel. Upadając, strąciłem z metalowego biurka małe urządzenie, które z trzaskiem rozpadło się na kawałki. Po chwili z innego pokoju wyłonił się sam Yuki, najwidoczniej zwabiony przez hałas. Podszedł do mnie i pomógł mi wstać.
Przypadkowo nadepnąłem na fragment urządzenia. Dopiero teraz informatyk rzucił okiem na podłogę i schylił się, by obejrzeć szkodę.
- Świetnie, Kay – westchnął i spojrzał na mnie, jednak bez spodziewanych wyrzutów. – Właśnie rozwaliłeś mi spowalniacz cząstek molekularnych, nad którym pracowałem od miesiąca, ale nic nie szkodzi.
- Przep...
- Powiedziałem, że nic się nie stało. I tak nie działał. Chodź do komputera, mam coś ciekawego. Właśnie miałem do ciebie zadzwonić.
Ruszyłem za nim w stronę sypialni, w której trzymał resztę sprzętu i polówkę. Nic dziwnego, że był taki chudy i zabiedzony – przy takim trybie życia nie można było spodziewać się niczego innego. W pokoju zaskoczyło mnie silne światło, bijące od wszystkich włączonych monitorów. Spryciarz, zawsze znajdował sposób na marnowanie energii. Dobrze, że rok temu kupiłem nowy reaktor na Skyrise’a...
- Co to takiego? – zapytałem, zbliżając się do ekranu.
- Uruchomiłem najnowszy skaner galaktyczny i wychwyciłem bardzo ciekawą anomalię w sektorze przestrzeni wskazanym przez twojego ojca – wyjaśnił informatyk, wodząc palcem po czarno-zielonej siatce widocznej na monitorze. – Otóż widnieje w nim wielkie skupisko żywej materii wydzielającej ciepło i gazy. Nigdy w życiu się z czymś takim nie spotkałem. Jeśli chcemy sprawdzić, co to takiego, musimy się pospieszyć, bo niedługo zleci się tam cała Galaktyka Trójkąta.
- Masz jakiekolwiek podejrzenia?
- Mam... Ale opierają się one głównie na książce science-fiction z dwudziestego pierwszego wieku, więc wolałbym ich nie wygłaszać.
- Daj spokój, chłopie, przecież my żyjemy właśnie w science-fiction! – zaśmiałem się sztucznie, próbując cokolwiek z niego wydusić.
- Nie. Nic nie powiem. Przekonamy się na własne oczy.
Westchnąłem z rezygnacją i przywołałem w myślach twarz Vesty. Mój miniaturowy komunikator mentalny umieszczony w uchu – jeden z cudownych wynalazków Jamesa – szybciutko przechwycił falę myślową i połączył się z analogicznym urządzeniem w uchu Kerr.
Vesta, startujemy w kierunku naszych ufoludków!, powiedziałem.
Co, nasz kopnięty informatyk powiedział ci coś ciekawego?, zakpiła.
Na pewno ciekawszego niż ty byłabyś w stanie powiedzieć. Nie gadaj tyle, tylko odpalaj silniki.

*

- Co to, do cholery jasnej, jest? – spytał James, niemal przytykając nos do szyby? I muszę przyznać, że jego pytanie było jak najbardziej uzasadnione.
Kiedy zbliżaliśmy się do celu, sonary pokładowe piszczały coraz głośniej, informując nas o niesamowitej anomalii, potwierdzając badania Yukiego. Niestety, mogliśmy się jedynie domyślać, co to takiego mogło być. Odpowiedź przerosła nasze najśmielsze oczekiwania. A przy okazji sprawdziła się teoria informatyka, stworzona na podstawie starej książki. Bo anomalią okazała się być gigantyczny…
Właśnie, tu zaczynał się problem, bo co to było? Statek? Tak, chyba można powiedzieć, że statek. Ale żywy. Zbudowany z żywej tkanki, pulsującej, emitującej ciepło…
- Niesamowite… - wyszeptała Hillary, poprawiając na nosie okulary. Wytrzeszczyła oczy. – Wygląda jak kosmiczny frachtowiec. Tak z grubsza.
- Bardzo z grubsza – powiedziałem. – Cokolwiek to jest, musimy się dostać do środka. Za to nam płacą.
- Oszalałeś do reszty? – spytała Vesta, zatrzymując Skyrise’a i uzbrajając działka laserowe. – Właśnie mamy przed sobą dziwaczny wytwór jakiejś cholernej obcej cywilizacji, która zapewne jest w stanie zmieść nas z przestrzeni jednym spojrzeniem, a ty chcesz tak po prostu wejść do środka?
- Trafiłaś w sedno. – Puściłem do kobiety oczko, na co odpowiedziała oburzeniem. – Yuki, możesz sprawdzić, czy na pokładzie jest coś żywego?
- Jasne, że jest. – Informatyk w trakcie lotu rozłożył się na mostku z kilkoma urządzeniami skanującymi i dwoma laptopami. – Cały statek jest żywy, Kay! Chyba nie oczekujesz, że moje sonary wychwycą ci pośród żywej materii coś jeszcze bardziej żywego?
Miałem ochotę walnąć się w czoło. Nie popisałem się przesadną inteligencją.
- No to może spróbuj znaleźć coś ruchomego – sapnął Renon, gapiąc się beznamiętnie w ekran telewizora. Wszyscy spojrzeli na niego z zaskoczeniem. Zazwyczaj kiedy odzywał się na temat, była to jakaś niewyobrażalna głupota, ale teraz…
- Ten statek chyba emituje jakieś promieniowanie – parsknęła Vesta – bo ten głupek ma rację.
James przysiadł się do Yukiego i spojrzał w monitor. Po chwili powiedział:
- Jeśli założymy, że ufoludki się ruszają…
- To statek jest absolutnie pusty – przerwał Yuki.

*

Na pokład dostaliśmy się za pomocą śmigaczy – małych pojazdów kosmicznych używanych na dość krótkich dystansach. Szybko udało nam się znaleźć wlot do statku. Wylądowaliśmy na lądowisku, a po chwili zamknęła się za nami brama. Zamknęła! Ona zwyczajnie zarosła zieloną, oślizgłą tkanką z paskudnymi bąblami. Kiedy przyjrzałem się bliżej, zauważyłem, że w owych bąblach pływają małe kulki, zaskakująco przypominające powiększone komórki jajowe… Dziwne.
- Jak się wydostaniemy? – spytała Hillary. – Od początku uważałam, że to zły pomysł, pomimo mojego zamiłowania do ryzyka, ale kto by tam słuchał głupiej Comet…
- Hillary – przerwał jej monolog James. – Zamknij się. Później pomyślimy, jak stąd uciec. Teraz musimy sprawdzić, co jest w środku. To może być epokowe odkrycie, wreszcie potwierdzające istnienie obcych cywilizacji! Czy to nie ekscytujące?
Jakby w odpowiedzi na zadane pytanie, Renon ziewnął przeciągle i potknął się. Poleciał do przodu i oparł się dłońmi o ścianę. Już zacząłem przygotowywać kąśliwą uwagę, kiedy kilka bąbli pękło, a tkanka zaczęła pokrywać ręce żołnierza. Pięła się coraz wyżej, pełzła po przedramionach, zaczęła wchodzić na tors i szyję, a wszystko to zajęło jej dwie sekundy. Nie reagowała w żaden sposób na prośby i groźby, była najwidoczniej odporna na wszelkie próby wyszarpnięcia.
Hillary i James stali jak osłupiali. Jak zwykle w stresujących sytuacjach, wszystko na mojej głowie. Po chwili intensywnego namysłu przełączyłem trzymany karabin na tryb miotacza ognia i uruchomiłem go. Gorący płomień poparzył spory kawał ściany, która wydała z siebie głośny ryk i wypluła już prawie w całości pokrytego tkanką Renona.
- Obserwujcie podłogę i sufit – krzyknąłem do pozostałych – i trzymajcie się pośrodku korytarza. Tu wszystko może nas zaatakować. – Podbiegłem do leżącego na podłodze mężczyzny. Jego ręce były zakrwawione i poszarpane. – Wstawaj, chłopie, nie możesz tu sobie tak leżeć, nie jesteś na wczasach… Cholera jasna, on nie da rady iść. Mógłbyś się kiedykolwiek powstrzymać od potykania o wszystko, matole?! Hillary, musisz z nim tu zostać i opatrzyć mu ręce.
- Nie ma sprawy. Przynajmniej w jednym mnie posłuchaliście. Zabraliśmy pakiety medyczne. – Uklękła przy nim i odpięła od paska małe pudełko. Otworzyła je i wyciągnęła bandaże i gazę wyjałowioną. Zaczęła tamować krwawienie, a ja i James poszliśmy dalej w głąb korytarza.
Im dalej się zagłębialiśmy, tym robiło się ciemniej, po jakimś czasie musieliśmy zapalić latarki. Ściany, podobnie jak i sufit, bulgotały wściekle, jednak ani razu nie wykonały żadnego agresywnego ruchu. Jedynie podłoga siedziała cicho i spokojnie. I Bogu dzięki. James przysunął się do mnie, szturchnął w ramię i zapytał szeptem:
- Nie boisz się?
- Jasne, że się boję. Mam powody. Patrz. Przed nami jest jakaś gródź. Wiesz, jak ją otworzyć?
- A niby skąd mam wiedzieć? Może grzecznie poprosimy?
- Śmiało. Ty pierwszy. – Popchnąłem go lekko w stronę bulgocącej grodzi, która, ku naszemu najwyższemu zdziwieniu, ustąpiła.
Naszym oczom ukazało się przestronne pomieszczenie, zupełnie wolne od zielonego paskudztwa, za to wypełnione dziwnymi, różnokolorowymi monitorami. Wszędzie dały się słyszeć ciche piski urządzeń kontrolnych. James podszedł do jednego z komputerów przy ścianie.
- To chyba jakaś sterownia.
- Nie sądzę – odpowiedziałem, szukając wzrokiem czegoś szczególnie się wyróżniającego. – Ten statek wydaje się być inteligentny, na pewno jest w stanie sam sobą kierować i decydować, gdzie lecieć. Może tu przechowują jakieś ważne informacje?
- Idąc tym tropem, pomyślałbym, że statek sam jest w stanie je przechowywać, ale... Nie znam się na technologii obcych cywilizacji. Mogę sprawdzić czy da się to jakoś skopiować, ale nic nie obiecuję.
- Sprawdź. Yuki będzie ci wdzięczny. SpaceHome też. A przy okazji będziemy mogli się stąd wydostać.
- Wiesz, jak to zrobimy?
- Nie. Ale coś wymyślę.
To był problem. Możliwości było wiele, ale która poskutkuje... Zastanawiałem się nad tym kilka minut, ale James przerwał mi i podszedł, trzymając w ręku kieszonkowy przenośny dysk twardy i obwieścił dumnie:
- Technologia zupełnie taka jak nasza. Znalazłem całkiem sporo niechronionych danych. Aż dziwne.
- Nie ma co narzekać… - Nagle dobiegł do moich uszu dziwny odgłos, jakby chlupot błota… - Słyszałeś to?
- Ten plusk? Dochodził chyba z korytarza.
Byłem pełen obaw, a myśli przelatywały mi przez czaszkę z prędkością wielokrotnie przekraczającą c, jednak mimo wszystko zbliżyłem się do wyjścia z sali komputerowej, a James zaraz za mną. Nic się nie wydarzyło. Ściany były zaskakująco spokojne, komórki jajowe w bąblach dryfowały spokojnie w mazistej substancji, wywołując na naszych twarzach wyrazy lekkiego obrzydzenia. Ale kiedy wkroczyliśmy na lepką podłogę, rozpętało się piekło.
Z góry i z dołu wystrzeliły zielone macki, atakując nas. Jedna z nich oplotła dłoń mojego towarzysza, próbując wyrwać mu dysk twardy, jednak strzeliłem w nią laserem i szybko zniknęła z powrotem w suficie, nie zostawiając po sobie żadnego śladu, poza śliską bransoletką śluzu na przegubie Jamesa. Po chwili – krótkiej, ale wystarczająco długiej, by narazić się na kolejny atak – rzuciliśmy się w stronę wlotu do statku, gdzie zostały nasze śmigacze, Hillary i Renon.
Potknąłem się, trafiając twarzą prosto w miękką tkankę. Poczułem jak coś próbuje zassać moją twarz i całą resztę ciała, jakbym trafił na gigantyczny odkurzacz. Zaraz potem dwie silne dłonie pomogły mi się oderwać i wstać. Uniknąłem kolejnej macki, wyskakującej na nas ze stropu i przeturlałem się pod jeszcze jedną.
Podczas szaleńczego sprintu udało nam się raz pomylić drogę i trafić w ślepy zaułek. Jedyna droga ucieczki szybko zaczęła zarastać zielonym paskudztwem. Zgodnie potraktowaliśmy ją ogniem, powodując kolejny wrzask bólu. Gdybym miał czas, zacząłbym się zastanawiać, co go wydało. Ale nie miałem. Po tym ataku statek lekko się uspokoił i ograniczył się do wściekłego bulgotania. Jeden z bąbli zaczął żywo pulsować, aż wreszcie pękł i opryskał nas swoją zawartością. Na zwymiotowanie z obrzydzenia też niestety czasu nie miałem i musiałem zatrzymać wszystko dla siebie…
Wreszcie dotarliśmy do pozostawionej reszty załogi. Skontaktowałem się mentalnie z Vestą.
Kerr? Ten statek to jakieś diabelstwo. Zaraz wracamy. Przygotuj komorę wlotową.
Przyjęłam, zgłosiła pilot. Żyjecie tam wszyscy?
Ledwo. Renon jest ranny.
Ciężko?
Wyliże się.
Szkoda. Miałam na myśli, że szkoda, że go zranili…
Już ja wiem, co miałaś na myśli. Lepiej zajmij się swoją robotą.
Hillary od razu zasypała nas setką pytań, które jednak zignorowałem. Kazałem wszystkim potraktować ogniem tkankę, która zarosła nam wylot. Pod naszym zmasowanym atakiem musiała wreszcie ustąpić. I ustąpiła. Wsiedliśmy na śmigacze i odlecieliśmy w stronę Skyrise’a, dumnie połyskującego w promieniach jednego z okolicznych słońc.
Wiem po tej cholernej wyprawie dwie rzeczy. Po pierwsze zadania od SpaceHome’u nie zawsze muszą być nudną łatwizną. Po drugie – statki obcych paraliżuje ogień.
A reszta nadal jest dla nas tajemnicą, bo nic tak naprawdę nie odkryliśmy. Przynajmniej dopóki Yuki nie obejrzy przejętych danych.
Nienawidzę science fiction…





TEKST B


- Donga?! – Kobiecy głos, w którym wyraźnie było słychać niezrozumienie oraz kpinę, zabrzmiał w jego uszach niczym dwa kawałki metalu zażarcie ocierające się o siebie - hałaśliwie i niemiło. – Czy ty w ogóle wiesz, co to znaczy?!
- Nie, ale z pewnością mnie zaraz oświecisz – burknął w odpowiedzi domniemany Donga, rozpierając się wygodniej na obrotowym krześle. Kiedy jego towarzyszka milczała, skinął kpiąco głową. – No dalej, Lizzie, oświeć mnie!
- Skoro się prosisz – prychnęła. – W telugu słowo „donga” znaczy „złodziej”.
- I co jest złego w tym imieniu?
- Mogłeś się bardziej postarać!
Mruknął coś niezrozumiale w odpowiedzi, przekręcając się na krześle, by chwycić w dłonie stery swojego statku, Devious 13, i obrał kierunek na planetę Aaru-Tav, gdzie miał dokonać wymiany z jednym z przemytników, Nathuadim Idassemą.
- Co zatem proponujesz? – spytał, nie obrzucając siostry nawet jednym spojrzeniem. – Może George, które dali mi nasi kochani rodzice, lepiej się dla mnie sprawdzi?
- A rób co chcesz! – Lizzie skrzyżowała ręce na piersi, odwracając się ostentacyjnie. – Teraz już i tak za późno, skoro przedstawiłeś się temu całemu Nathuadiemu jako Donga, co nie? Mogłeś jednak pomyśleć, zanim się na to zdecydowałeś, przynajmniej sprawdzić, co wybierasz.
- Tak, tak – odparł automatycznie, puszczając słowa siostry mimo uszu. Nie miał zamiaru się z nią na ten temat kłócić. „Donga” było krótkie, oryginalne i łatwe do zapamiętania, dużo łatwiejsze niż jakieś tam Nathuadi czy inny Dikiliradil. Doceniał fakt, że Lizzie zgodziła się mu towarzyszyć, podziwiał ją, że wie tak wiele na tak zróżnicowane tematy, ta wiedza może mu kiedyś uratować skórę, ale niech daruje sobie wywody językowe, zwłaszcza te dotyczące rzeczy, o których nikt już nie pamięta, że kiedykolwiek istniały!
- Kapitanie Donga, uprzejmie informuję, iż u celu znajdziemy się za dwie godziny. – Zmysłowy głos komputera pokładowego wyrwał go z rozmyślań. Ech, jak ona pięknie przeciągała sylaby… – Czy życzy pan sobie włączyć autopilota?
- Tak, dzięki ci, Hon – odpowiedział, wstając z krzesła, celowo ignorując mordercze spojrzenie siostry.
- Proszę bardzo, kapitanie.
* * *
- Jesteś pewien, że to tu? – Lizzie zmarszczyła czoło na widok niskiej, ponuro wyglądającej budy, którą ktoś dumnie nazwał „Spelunką Gama-yamy”. Taki widok, szczególnie na tle wiecznej, neonowej nocy Zinteme, stolicy Aaru-Tav, miasta, które nigdy nie kładło się spać, był doprawdy nieprzekonujący. – Pewnie nawet okoliczni kieszonkowcy mają w nosie taką zapadłą dziurę – prychnęła, krzyżując ręce na piersiach. To zaczynało wchodzić jej w nawyk.
- Przestań się boczyć! – warknął podenerwowany Donga, zerkając na siostrę z ukosa. – I weź się czymś przykryj! Jesteś przyzwoitą Amerykanką, jedną z nielicznych, jakie pozostały na świecie! Po cholerę ubrałaś się jak jakaś tania panienka z Dzielnicy Czerwonych Latarni? Nie będę cię pilnować, więc nie zdziw się, jak jakiś brudny burak się na ciebie rzuci!
- Potrafię o siebie zadbać! – Spojrzała na niego groźnie, pokazując przymocowany do paska mały, laserowy pistolet, model Yamadonga 15. Podnosząc ręce w geście poddania, westchnął krótko, po czym weszli do środka.
Duszący zapach słodkich perfum przytłoczył ich natychmiast po przekroczeniu progu. Ale tak to już jest, kiedy ponad dwieście lat wcześniej przodkowie przegrywają w dawnym Afganistanie, Iraku i Palestynie - byli muzułmanie dobierają się do władzy i ani się człowiek obejrzy, a ich kultura oraz preferencje zostają narzucone reszcie wszechświata. Łatwo do tego przywyknąć, chociaż niekoniecznie w kwestii zapachu, a szczególnie, kiedy wprost z relatywnie świeżego powietrza wchodzi się w duszne pomieszczenie, pełnego obficie wyperfumowanych, skąpo ubranych kobiet i obficie wyperfumowanych, obrzydliwie grubych mężczyzn. Nos stanowczo wtedy protestuje przez pierwsze trzy minuty.
- Ja wyglądam jak z Dzielnicy Czerwonych Latarni? – syknęła do niego Lizzie, gdy jakaś hojnie obdarzona przez naturę, półnaga hurysa przeszła przed nimi, kręcąc biodrami ku uciesze męskiej części klienteli.
- Zamknij się! – Chłopak wypatrzył właśnie ubranego w czerwony płaszcz, o dziwo, chudego mężczyznę z cygarem, Nathuadiego Idassema. Jak na kogoś o tak orientalnie brzmiącym imieniu, wyglądał dziwnie latynosko, jednak nie czas było na dywagacje o drzewie genealogicznym przemytnika.
- Donga, jak mniemam? – spytał wprost Nathuadi, gdy tylko podeszli do jego stolika. Chociaż mówił relatywnie cicho, oboje doskonale słyszeli każde jego słowo, nawet pomimo dudniącego głośno heavy metalu, który wprawiał podłogę lokalu w drżenie. Wypuścił z ust kłąb dymu, uśmiechając się przy tym ze sztuczną serdecznością. Kiedy Donga potwierdził krótkim skinieniem głowy, wskazał im miejsce na kanapie naprzeciwko siebie. – Siadajcie. Twoja dziewczyna? – dodał, mierząc Lizzie pożądliwym wzrokiem.
- Wspólniczka – warknęła pogardliwie.
- Do rzeczy – wtrącił szybko Donga, przeczuwając, że kłótliwy nastrój jego siostry może fatalnie wpłynąć na interesy. – Masz dla mnie pieniądze.
- A ty dla mnie towar. Bo go masz, tak? – upewnił się szybko.
- Czterysta tysięcy intergalaktycznych dolarów, a to cacko jest twoje, zgodnie z umową.
- Czterysta? – Pośród kłębów dymu dostrzegli uniesione brwi ich rozmówcy. – Umawialiśmy się na trzysta.
- Chcesz dostać swój towar, czy nie? – Donga znacząco poklepał wybrzuszenie na swojej piersi. – Trzysta tysięcy było umową wstępną. Te sto tysięcy różnicy wynika z dodatkowych trudności ze zdobyciem tego cuda.
- To już nie jest moją winą. – Rozłożył ręce, jednocześnie przywołując biuściastą kelnerkę, aby przyniosła mu szklankę absyntu.
- Czterysta tysięcy. W przeciwnym razie nie dostaniesz towaru.
- Naprawdę chcesz się ze mną kłócić, chłopcze?
- Panie Idassema – wtrąciła się nagle Lizzie, przesiadając się na miejsce obok przemytnika, ku zdziwieniu obu mężczyzn. – Rozumiem, że wydanie dodatkowych stu tysięcy intergalaktycznych dolarów nie jest panu na rękę, ale proszę mieć na uwadze, iż to dalej jest niebywała okazja. To nieoceniony klejnot, liczy sobie prawie pięćset sześćdziesiąt lat. Gdybyśmy chcieli, moglibyśmy sprzedać go komuś innemu, w dodatku za o wiele większe pieniądze, zaś panu, za te ustalone trzysta tysięcy, podrzucić jakąś kiepsko wykonaną kopię. Jednak dobijamy targu z panem, bo, mimo wszystko, jesteśmy uczciwymi ludźmi i nasz amerykański honor zobowiązuje nas, aby zakończyć handel z tym, z kim go zaczęliśmy. Czy te sto tysięcy, które mogą się panu zwrócić szybciej niż pstryknięcie palcami, naprawdę jest aż tak wielkim problemem? – zakończyła, patrząc na niego wielkimi oczyma. Donga dziękował w myślach, że jej uroda niewinnej, uroczej i naiwnej blondyneczki robiła na mężczyznach takie wrażenie - przynajmniej teraz Nathuadi nie zauważał, jak Lizzie pokazuje mu pod stolikiem, że trzyma wszystko pod kontrolą.
- Skarbie, wiesz, jak załatwiać interesy – odpowiedział wreszcie przemytnik. – Niech wam będzie: czterysta tysięcy, ale ani grosza więcej! Pokażcie mi teraz Regenta.
Chłopak wyjął z kieszeni na piersi mały, aksamitny woreczek, po czym wręczył go siostrze.
- Pieniądze, panie Idassema – powiedziała rzeczowo dziewczyna, zaciskając palce na przedmiocie handlu. W chwilę potem przeszedł on do rąk przemytnika, wymieniony na wypchany po brzegi, skórzany portfel.
- To skoro interesy mamy już załatwione – mruknął Idassema, przysuwając się do Lizzie – to może uczcimy ten sukces chwilą przyjemności?
* * *
- Cholera, musiałaś strzelać?! – wrzasnął Donga, kiedy biegli niczym opętani pomiędzy ciemnymi, wąskimi uliczkami Zinteme.
- Taki mieliśmy plan! – odkrzyknęła, trzymając brata za rękę, a w drugiej ściskając swoją Yamadongę, gotowa użyć jej w każdej chwili.
- Miałaś go na chwilę OBEZWŁADNIĆ! – ryknął, skręcając gwałtownie w prawo. Obejrzał się przelotnie za siebie i chociaż nie widział już ścigających ich goryli, nie mógł być pewny, dopóki nie wystartują prędko w stronę odległego Rendu, niewielkiej, neutralnej planety, gdzie zawsze mogli liczyć na ochronę.
Dobiegali już do statku, kiedy zaczęli do nich strzelać. Na wielkim, pustym polu, jakim były obrzeża miasta, ich prześladowcy mieli większe szanse na trafienie. Podczas gdy Donga ciągnął ją naprzód, Lizzie strzelała co jakiś czas za siebie, nie patrząc na to, czy trafi ani kogo trafi. Jeżeli tylko zyska dzięki temu choć kilka sekund, to z pewnością będzie warto.
Devious 13 zdołał wystartować szybciej, niż zazwyczaj to czynił. Jednak oddechy pary przestępców uspokoiły się dopiero, gdy statek obrał wreszcie kurs na Rendu i zdołał wskoczyć na ósmy bieg, osiągając w ten sposób prędkość tysiąca trzystu machów.
- Obiecaj, że nigdy więcej tego nie zrobisz – powiedział zmęczonym głosem, przecierając spocone czoło, odgarniając z niego mokre pasma ciemnych włosów.
- Co? – Jej jasne brwi zmarszczyły się w wyrazie niezrozumienia.
- Do cholery, nie strzelaj więcej facetom prosto w krocze! – wydarł się, czując, jak fala gniewu zalewa go na nowo. Ręce trzęsły mu się tak mocno, jak jeszcze nigdy przedtem; organizm dopiero teraz mógł jakoś się pozbyć nadmiaru adrenaliny. – O mały włos, a zniszczyłabyś cały nasz plan! Mogliśmy przez ciebie zginąć!
- Uspokój się! – spojrzała na niego krytycznie, jakby właśnie się awanturował o to, że Ziemia jest okrągła. – Nic się nie stało.
- Ale mogło, czy to do ciebie nie dociera?!
- No dobra, niech ci będzie! – prychnęła urażona. Jej brat chyba nigdy nie pojmie, jak wielką jest dla niego pomocą, ale jeszcze mu kiedyś pokaże, kim by był bez niej. – Niech ci będzie, obiecuję, że nie będę już strzelać w jaja facetom, których mamy wyrolować.
- Dziękuję! – Wstał i począł krążyć w tę i z powrotem po kabinie, oddychając głęboko, czując, jak zdenerwowanie stopniowo go opuszcza. – Masz Regenta? – spytał po chwili.
- Nic się nie bój – odparła z wesołym uśmiechem, po czym wyjęła z kieszeni woreczek. – Diament jest cały czas na miejscu.
- Dzięki Bogu! Gdybyśmy stracili teraz Regenta, po tym, jak się tyle namęczyliśmy, żeby to cholerne cacko zdobyć, to nie wytrzymałbym.
- Po coś strzelałam Idassemie w jaja - żeby odzyskać diament.
Lecieli przez jakiś czas w milczeniu. Każde z nich musiało ogarnąć swoje własne myśli, uspokoić się na swój sposób.
- Co z tym teraz robimy, Donga? – zapytała wreszcie.
- O! To już jestem Donga? Nie George? – zakpił, chociaż nie mógł ukrywać przed sobą, że cieszył się z tej drobnej oznaki akceptacji, jaką Lizzie właśnie mu okazała. Skinęła głową.
- Ale tylko pod warunkiem, że uznasz mnie za swoją pełnoetatową wspólniczkę, Laser Lizzie – zastrzegła prędko.
- Niech ci będzie – zaśmiał się. – „Donga i Laser Lizzie - postrach wszechświata”! Czujesz ten nagłówek w „Sky Galactica”?
- Nie. Ale czuję, że mamy na głowie ukradziony, warty ogromną fortunę diament i że musimy coś z nim zrobić! – przypomniała stanowczo. – Może Międzygalaktyczne Muzeum Historii Ziemi da nam za to godną uwagi forsę?
- Em-two-heidge-zed? – Przez chwilę miał wrażenie, że Lizzie żartuje, ale kiedy jej twarz pozostawała poważna, dodał: – Przecież oni są jeszcze bardziej skąpi niż Idassema! Poza tym, jak wyjaśnimy, skąd mamy Regenta?!
- Skoro niewolnik, który go znalazł w tysiąc sześćset dziewięćdziesiątym ósmym mógł go ukryć w ranie na nodze i nie być podejrzanym o kradzież, to chyba nam też się może udać, co nie?
- Taa, tylko ten niewolnik go znalazł w jakiejś kopalni Kompani Wschodnioindyjskiej! Nie leżał sobie ot tak, na piasku! Mamy przecież dwudziesty trzeci wiek, nikt już nie wierzy w takie bajki! Nie, muzeum odpada – uciął krótko, po czym zamyślił się na chwilę.
Nie minęło zbyt wiele czasu, kiedy twarz Dongi rozjaśnił szeroki uśmiech.
- Wiem już, kto nam da za Regenta najwięcej! Honey! – zawołał do komputera pokładowego.
- Tak, kapitanie Donga? – uwodzicielski głos rozbrzmiał przyjaźnie z dużych głośników.
- Wyślij wiadomość do Radży Madhumasama, że Donga i Laser Lizzie chcą mu złożyć bardzo interesującą propozycję. Szykuje się nam wizyta na Desamudru – puścił oczko do siostry, która na samą myśl o ciepłym klimacie planety, uśmiechnęła się błogo.


Rozjemcy moi mili, talenty przyznawać macie prawo i możliwość do dnia lutego 14.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Satu Tähti dnia Nie 20:34, 15 Lut 2009, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
SpinKa




Dołączył: 04 Sty 2009
Posty: 275
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 13:33, 01 Lut 2009    Temat postu:

Tekst A - 2
Tekst B - 3

Tekst A w sumie niczym nie zaskoczył, zaś z B podobało mi się jak doszło do tego, że świat wygląda jak wygląda. Palestyńczycy przejęli władzę? Tego się nie spodziewałam i mam nadzieję, że do tego nigdy nie dojdzie tak poza tematem :)

Tekst A - 2,5
Tekst B - 2,5

W obydwu były pewne niedociągnięcia i tego czego brakowało mi w jednym uzupełniał drugi i odwrotnie, toteż remis z mojej strony.

Tekst A - 0,3
Tekst B - 0,7

W tekście A w sumie tylko wspomniano o tym, że są bandytami. Oprócz walki z żyjącym statkiem kosmicznym(a i tego bym przestępstwem nie nazwała) nie dostrzegłam wielkiego łamania prawa. Za to tekst B temat zrealizował świetnie.

Tekst A - 1,5
Tekst B - 2,5

Tekst A miał więcej bohaterów, z którym kilku mnie urzekło, ale mimo to czegoś mi w nim brakowało. Może po prostu wszystko było nieco pogmatwane? Działo się za szybko. Brakowało mi jakiejś atmosfery.
Za to w tekście B klimat budowany był od początku i w końcu nastąpił jego 'wybuch'. Do tego spodobało mi się rodzeństwo :) ogólnie jakoś bardziej mnie urzekł.

Czy byłabyś, Kochanie, tak uprzejma i napisałabyś do czego talenty się odnoszą? Z góry dziękuję.
Moderator Wredny


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Nadiel




Dołączył: 05 Sty 2009
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 14:59, 01 Lut 2009    Temat postu:

Od razu mówię, iż ani jeden, ani drugi tekst mnie nie urzekł. Obydwa czytało się średnio, nie wciągnęły mnie szczególnie. W obydwu pojawiały się różne mankamenty. Jeśli jednak mam oceniać, to bardziej podobało mi się opowiadanie pierwsze (Tekst A). Choć sam pomysł przyniósł mi na myśl pewną kreskówkę, na którą ostatnio natrafiłem w telewizji (hmm... "W pułapce czasu", czy coś w tym stylu), to jednak bardziej przypadł mi do gustu niż pomysł na Tekst B. I to tyle na dzisiaj, nie mam weny na rozpisywanie się. Wystarczy, że przeczytałem.

TEKST A
- Pomysł: 3
- Styl: 2,5
- Realizacja tematu: 0,4
- Ogólne wrażenie: 2,5
- RAZEM: 8,4

TEKST B
- Pomysł: 2
- Styl: 2,5
- Realizacja tematu: 0,6
- Ogólne wrażenie: 1,5
- RAZEM: 6,6


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
SpinKa




Dołączył: 04 Sty 2009
Posty: 275
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 15:08, 01 Lut 2009    Temat postu:

Dlaczego nie ma mojej oceny? Przecież ją napisałam... :/

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Lena.




Dołączył: 18 Sty 2009
Posty: 675
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 13:26, 02 Lut 2009    Temat postu:

Na początek muszę przyznać, iż podzielam zdanie Nadiela (czy to się tak odmienia? Jeśli coś pomyliłam, to bardzo przepraszam). Żaden z tekstów mnie nie urzekł, żaden nie był przesadnie oryginalny, obydwu zabrakło zaskakującej puenty, która moim zdaniem w tak krótkich tekstach jest niezbędna. Cóż...

Pomysł:

Tekst A: 3 pkt
Tekst B: 2 pkt

Dlaczego? Nawet w orientalnej oprawie, spelunka z tekstu B nadal kojarzy mi się z Gwiezdnymi wojnami, powszechnie zaś wiadomo, że kreacja tej oto - z braku lepszej nazwy powiedzmy tawerny - ukazana w Nowej nadziei, była wielokrotnie później kopiowana i powtarzana, aż stała się pewnego rodzaju kanonem; nic oryginalnego nie zauważyłam również zarówno w dość oczywistym sposobie oszukania Nathuadiego, jak i samym pomyśle interesu. Właściwie podobali mi się tylko bohaterowie. Wobec Tekstu A mam mieszane uczucia, bo żyję w świętym przekonaniu, że gdzieś czytałam już coś bardzo podobnego (nie chodzi mi o samą akcję z żywym okrętem, który, notabene, skojarzył mi się z AXN-owskim serialem Ucieczka w kosmos, gdzie również pojawia się żywy statek, ale o całą oprawę), lecz nie jestem w stanie sobie przypomnieć, gdzie. Ogólnie rzecz biorąc, w tekście A nawet spodobała mi się pierwsza część; druga, po dotarciu na statek, nie trzymała poziomu (zwłaszcza zaś końcówka).

Styl:

Tekst A: 2,5 pkt
Tekst B: 2,5 pkt

Żaden z tekstów nie urzekł mnie przesadnie ani słownictwem, ani stylem, można powiedzieć, że obydwa reprezentowały podobny, znośny poziom. Pewne niedociągnięcia wprawdzie były, ale nie dopatrzyłam się żadnych większych zgrzytów.

Realizacja tematu:

Tekst A: 0,5 pkt
Tekst B: 0,5 pkt

W tekście A brakowało mi tych "osób wyjętych spod prawa". Niby załoga Skyrise'a w założeniu była bandytami, ale późniejsze uzasadnienie kulało: niby dlaczego SpaceHome miałby im zlecić spenetrowanie żywego statku? Co takiego w tym było nielegalnego, czego sam SpaceHome nie mógł zrobić? W Tekście B temat był lepiej widoczny, ale ujęty w dość schematyczny sposób. Stąd remis.

Ogólne wrażenie:

Tekst A: 3 pkt
Tekst B: 1 pkt

Tekst A postawił bardziej na nowoczesność i technikę, co nawet przypadło mi do gustu, w tekście B natomiast podobały mi się orientalne klimaty - szkoda, że tak słabo wykorzystane, ten wątek mógł być bardziej rozwinięty. W tekście A nie podobało mi się zakończenie: wyglądało tak, jakby Autor/ka nagle zauważył, że wyczerpał mu się limit znaków i dopisał parę zdań na odczepnego. Niestety, również i tekst B nie przypadł mi w tym względzie do gustu: nie tylko brakowało mu oryginalnego zakończenia, bo sposób rozprawienia się z Nathuadiem na pewno nie był oryginalny, ale jeszcze było ono całkowicie nielogiczne wziąwszy pod uwagę fabułę. W końcu jeśli ktoś zajmuje się nielegalnym handlem/przemytem, to powinno mu zależeć na dobrej opinii, żeby ktokolwiek chciał z nim robić interesy, a nie kantować wszystkich wokół. Cały tekst był zresztą nieco wtórny. Ech, chyba za bardzo narzekam, ale cóż, przyznam, że w obydwu przypadkach spodziewałam się czegoś nieco lepszego.

Podsumowując,

Tekst A zdobył łącznie 9 pkt;
Tekst B zdobył łącznie 6 pkt.

Łączę pozdrowienia i wyrazy szacunku.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Nadia




Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 1266
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 15:15, 05 Lut 2009    Temat postu:

POMYSŁ:

Tekst A: 2,5
Tekst B: 2,5

Uważam, że oba pomysły były tak samo dobre (albo tak samo złe xD). Oba nie zostały do końca dopracowane, szczególnie pierwszy, który za to nadrabiał dynamicznością.

STYL:

Tekst A: 2
Tekst B: 3

Dlaczego drugi tekst dostał ode mnie więcej punktów? Otóż w pierwszym na początku pojawiało się wiele zgrzytów, chociaż później znacznie się poprawił. Drugi tekst był wyrównany, widać, że autor/autorka dłużej w tym "siedzi".

REALIZACJA TEMATU:

Tekst A: 0,5
Tekst B: 0,5

Moim zdaniem obydwoje zrealizowali temat, mieli to, co trzeba.

OGÓLNE WRAŻENIE:

Tekst A: 1,5
Tekst B: 2,5

Drugi tekst bardziej mi się podobał, ponieważ pierwszy był jakby... niedokończony i czegoś tam brakowało. Nie było punktu kulminacyjnego, niby coś się wydarzyło, ale nie "to".

PODSUMOWANIE:

Tekst A: 6,5
Tekst B: 8,5


Przepraszam, że tak krótko, jednak mam do napisania pracę z geografii, a znając mnie - przez następną godzinę będę łapała każdą okazję, byleby tylko to opóźnić, kolejną poświęcę na wpatrywanie się w kartkę i ukradkowe spojrzenia na komputer, a przez następne będę szukać informacji, pisać, poprawiać, gnieść i znów pisać :/.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Nadia dnia Czw 15:17, 05 Lut 2009, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Ankeszu




Dołączył: 05 Sty 2009
Posty: 837
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Krakau
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 12:35, 07 Lut 2009    Temat postu:

Hmmm.

Pomysł
Zadziwię, ale bardziej mi się spodobał pomysł A. Drugi znam, poza tym niewiele czuję tu odnośnie części nazwy gatunku, "science". A w A podobała mi się kreacja świata (pseudonaukowe albo i naukowe gadanie, tatuś, nieodkrycie wcześniej życia, nazwy).
A: 3
B: 2

Styl (do dyspozycji 5 talentów dla obydwu stron)
A:1,5
B:3,5
B się gładko czyta. To znaczy, chwilami są dziwne dla mnie do czytania zdania ("Taki widok, szczególnie na tle wiecznej, neonowej nocy Zinteme, stolicy Aaru-Tav, miasta, które nigdy nie kładło się spać, był doprawdy nieprzekonujący" - strasznie rozwarstwione) ale w większości przyjemnie się czyta. Zaś A, trochę ciężej, więcej długich zdań (za dużo jak na takiego narratora!, w moim odczuciu) i nie podoba mi się nie zaznaczanie w jakikolwiek sposób tych dialogów mentalnych.

Realizacja tematu
A: 0,3
B: 0,7
B bardziej "bandycki", A bardziej "science" fiction.


Ogólne wrażenie
Hm. Tu będzie trudne. Ogólne wrażenie... Nie wiem, jak je uzasadnić, poza tym, co powyżej. Bardziej podobał mi się tekst A, choć i B nie był zły.
A: 3
B: 1


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Anka




Dołączył: 04 Sty 2009
Posty: 943
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Overlook Hotel
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 18:39, 07 Lut 2009    Temat postu:

TEKST A
- Pomysł: 2,5
- Styl: 2
- Realizacja tematu: 0,4
- Ogólne wrażenie: 1,5
- RAZEM: 6,4

TEKST B

- Pomysł: 2,5
- Styl: 3
- Realizacja tematu: 0,6
- Ogólne wrażenie: 2,5
- RAZEM: 8,6

Krótko, bo czasu nie mam, niestety. Ale muszę się pochwalić, że już rozpoznaję styl Chiyo! ^^


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Michalina




Dołączył: 06 Sty 2009
Posty: 1408
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:30, 09 Lut 2009    Temat postu:

Wybaczcie, bedzie szybko, bo mi się spieszy:

Pomysł
A. 2,5
B, 2,5

Oba teksty wydają mi się niedopracowane do końca i nieoryginalne. Tekst A przypominał mi jedną z kreskówek, które ogląda moja kuzynka, ale nadrabiał dialogami i humorem. Sprawiał wrażenie niedokończonego (w końcu niczego się nie dowiedzieliśmy, prawda?) i przewidywalnego.Tekst B natomiast sprawiał wrażenie wyrwanego z kontekstu.

Styl
A. 3
B. 2

Tekst A napisany był prostym i zrozumiałym językiem. Jego odbiorcą mógłby być każdy (o ile dorosłych zainteresowałaby taka historia). Humor był plusem. Niczym mnie specjalnie nie zachwycił. Tekst B natomiast pisany był już trudniejszym językiem, opisano wiele detali, które uruchamiały wyobraźnię czytelnika.

Realizacja tematu
A. 0,5
B. 0,5

Myślę, że oba teksty zrealizowały temat w swoim zakresie.

Ogólne wrażenie
A. 1,25
B. 2,75

Tekst A zawinił sobie głównie początkiem, po którym wcale nie miałam ochoty zagłębiać się w tym dalej, jednak tekst szybko się 'podniósł' i pozostał dalej na takim poziomie. Oba teksty oparły się na mniej więcej podobnej przyszłości, w tym, że tekst drugi okazał się bardziej brutalny, realistyczny pod tym względem. Tekst B ukazuje nam bolesną prawdę - że ludzi nie da się już zmienić :)

Podsumowanie
A. 7,25
B. 7,75

No proszę, tekst B wygral, ale niewielką ilością punktów^^
I muszę zgodzić się z Anką, bo, o ile sie nie mylę, tez go rozpoznałam :)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Michalina dnia Pon 21:55, 09 Lut 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Robert




Dołączył: 05 Sty 2009
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: wiedzą, że bęben maszyny losującej jest pusty?
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 21:14, 09 Lut 2009    Temat postu:

Cytat:
opisano wiele detalów

Z ciekawości spytam, czy tu nie powinno być: detali?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Michalina




Dołączył: 06 Sty 2009
Posty: 1408
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 21:55, 09 Lut 2009    Temat postu:

ojej, przepraszam, chyba masz rację - to przez ten pospiech - zaraz poprawię :)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
~res




Dołączył: 07 Sty 2009
Posty: 927
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 18:48, 11 Lut 2009    Temat postu:

Pomysł (do dyspozycji 5 talentów dla obydwu stron)
- Styl (do dyspozycji 5 talentów dla obydwu stron)
- Realizacja tematu (do dyspozycji 1 talent dla obydwu stron)
- Ogólne wrażenie (do dyspozycji 4 talenty dla obydwu stron)


A
pomysł - 2

Pomysł był ;) I to tyle. Można powiedzieć, że zaskakujący, czy wyjatkowy, ale to sf - w tym wypadku jest to normą.

styl - 2
I znowu 2. Wahałam się między 2 a 1,5, ale zostanę przy tym, co napisałam. Styl...Mam pustkę w głowie. Nie wiem jak ubrać myśli w słowa. Jednoznacznie stwierdzam jednak, że do oszlifowanego brylantu sporo mu brakuje.

realizacja tematu - 0,5
Zrealizowany.

ogólne wrażenie - 1
Tak, dobrze wydać. Tylko jeden. Myślę, że dałabym po równo, gdyby zmieniono jeden "szczegół" narrację pierwszoosobową na trzecioosobową. Myślę bowiem, że autor powinien pisac w pierwszej osobie, ale jak na razie dla siebie. Ćwiczyć. Bo aż mnie raziło w kilku przypadkach. Poza tym tekst ciągnął mi sie okropnie od polowy, choć początek bardzo dobry.

B
pomysł - 3
Wydaje mi sie, że bardziej oryginalny niż w przypadku tekstu ą, aczkolwiek powtórzę się. Jak na sf nic ponad normę - dobrze utrzymany poziom.

styl - 3
Widać, że pracował ktos nad nim. I autor ma za soba nie jeden tekst. Cóż zatem. Dobry, ale pamiętać należt, że może byc lepszy.

realizacja tematu - 0,5
Zrealizowany.

ogólne wrażenie - 3
Co tu dużo mówić. Dobrze napisane. Nie nudzi, wciąga, a i uśmiech pojawił sie na moich ustach, gdy wspomniano o strzelaniu w krocze. Oraz - tak, tak - Laserowa Lizzy - śmiech, śmiech


I to by było na tyle.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Chiyo
Moderator Niewyżyty



Dołączył: 05 Sty 2009
Posty: 1692
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Oxford, UK (oryg. Poznań)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 14:09, 15 Lut 2009    Temat postu:

Ekhm! Nie chcę być wredną, drobiazgową świnią, ale czy nie powinno być już zamknięcia tematu i podsumowania?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Robert




Dołączył: 05 Sty 2009
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: wiedzą, że bęben maszyny losującej jest pusty?
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 17:04, 15 Lut 2009    Temat postu:

I tak wiesz, kto wygrał, więc po co? ^^

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
agata [konto usunięte]
Gość






PostWysłany: Nie 19:24, 15 Lut 2009    Temat postu:

Ja nie wiem^^
Powrót do góry
Autor Wiadomość
Christel




Dołączył: 05 Sty 2009
Posty: 767
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Między niebem a piekłem
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 19:29, 15 Lut 2009    Temat postu:

Ale inni nie wiedzą :)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Robert




Dołączył: 05 Sty 2009
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: wiedzą, że bęben maszyny losującej jest pusty?
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 19:31, 15 Lut 2009    Temat postu:

A ja nie powiem ^^

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Satu Tähti
Demoniczny Moderator



Dołączył: 04 Sty 2009
Posty: 1332
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Miasta Gwiazd
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:23, 15 Lut 2009    Temat postu:

Tekst A: 57,15
tekst B: 61,6

Wygrała Chiyo!
Gratulacje!

(myślę, że w obliczeniach się nie machnęłam)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Satu Tähti dnia Nie 21:40, 15 Lut 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Piórem Feniksa Strona Główna -> Spiżarnia karczemna Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group | | UNTOLD Style by ArthurStyle
Regulamin